16.09.2014

007. Turn my sorrow into treasured gold.



Kate’s POV:
            - Mamo? – Szepnęłam, wpatrując się w bladą twarz kobiety. Przez pierwsze kilka sekund nie potrafiła ukryć zaskoczenia. Jej oczy nagle zaszkliły się, a usta delikatnie rozchyliły. Ten stan trwał jednak krótko, bo już po chwili nałożyła na siebie maskę neutralności. Po raz kolejny stała się zimna, bez uczuć. Tak bardzo miałam tego dość. 
            - Kate? – Jej głos wydawał się dziwnie odległy, kiedy kobieta starała się utrzymać nerwy w ryzach. Bez słowa pociągnęłam Justina za dłoń, wchodząc z nim do apartamentu. 
            - Nie mam za wiele czasu – zaczęłam, jednak ta, idąc krok w krok za nami, jakby mnie w ogóle nie usłyszała. 
            - Napijecie się może herbaty? – Potrząsnęłam przecząco głową, czując na sobie palące spojrzenie chłopaka. Był zupełnie zdezorientowany, ale w tamtej chwili nie miałam zamiaru wszystkiego mu tłumaczyć.
            - Tak jak już mówiłam. - Mimo, że moje struny głosowe mocno drżały, ton miałam stanowczy. – Nie mamy za wiele czasu. Dom cały czas stoi pusty? – Wiedziałam, jaka będzie odpowiedź, więc nawet na nią nie czekałam. – Potrzebuję kluczy – nie patrząc matce w oczy, wyciągnęłam przed siebie dłoń, chcąc jak najszybciej wydostać się spod ostrzału jej bystrego spojrzenia.
            - Tak, tak, poczekajcie chwilę – mocniej ścisnęła szlafrok, w który była ubrana i szepcząc coś pod nosem poszła do drugiego pokoju.
            - Co to było? – Usłyszałam za plecami. Nie obracając się do chłopaka rzuciłam zwykłe „później” i na szczęście to wystarczyło. Zapadła między nami cisza.
            Wcześniej z braku możliwości nie rozejrzałam się, teraz natomiast, gdy moja matka szukała kluczy, bez przeszkód byłam w stanie zeskanować salon. Wystrojem przypominał trochę ten w Los Angeles, ten, w którym nie tak dawno mieszkałam. Czułam jednak jedną znaczącą różnicę – w tym mieszkaniu było chłodno, i wcale nie za sprawą ogrzewania, tylko panującego tu nastroju. Samotność kobiety można było wyczuć w powiewach zimnego powietrza, wręcz odbijającego się od ścian. Krzyżując ramiona na piersi, dłońmi próbowałam trochę się ogrzać. To niestety nie niwelowało wstrętu, który odczuwałam. 
            Mój umysł już prawie odpłynął do własnej krainy, gdy wróciła matka. Z na wpół przymkniętymi powiekami podeszła do mnie i ujmując moją drżącą dłoń w swoją, powierzyła mi klucze.
            - Wpadniesz niedługo? – Prawie nie usłyszałam szeptu kobiety, oczami błądząc po jej głębokich zmarszczkach. Ściągnęłam brwi, będąc zdolną jedynie sztywno przytaknąć głową. Justin znów nie sprzeciwiał się, gdy tym razem zaciągnęłam go do wyjścia. Nie jestem pewna, czy się wtedy nie przesłyszałam, ale słyszałam jakby szatyn cicho przeprosił moją matkę. Przeprosił za moje grubiańskie zachowanie. Ha! A to się chłopak zdziwi jak wszystkiego się dowie. 
            Kiedy wreszcie oboje stanęliśmy na korytarzu, zamknęłam drzwi z głośnym trzaskiem. Czułam jak gorąca para wydostaje się z moich uszu - taka byłam wściekła. 
            - Co się z tobą dzieje? – Warknął chłopak, gdy minęliśmy zakręt w korytarzu. Zatrzasnął mnie w swoim ciasnym uścisku i pchnął na ścianę. 
            - Nie twój interes, do jasnej cholery – wydusiłam z siebie. Nagle zachciało mi się płakać. Ujrzenie matki po tak długiej przerwie było ciosem. Uderzyłam Justina w klatkę piersiową, uwalniając się tym samym z potrzasku.
            - To moja matka i moja sprawa jak będę ją traktować. Gdybyś nagminnie nie kwestionował moich wyborów, może wytłumaczyłabym ci wszystko, ale teraz… To nie ma sensu – wypowiadając to, biegiem ruszyłam do windy. Moja prędkość na nic się zdała, bo szatyn nawet za mną nie ruszył. Stał dalej w tym samym miejscu, wpatrując się w ścianę.
            Najwidoczniej nie tylko ja oszalałam.

            Na parterze nie potrafiłam już się powstrzymać. Z jęknięciem opadłam na schody, chowając twarz w dłoniach. Moja matka przez długi okres była dla mnie nikim, teraz natomiast widziałam jak się zmieniła i ile rzeczy w jej życiu mnie ominęło. Niedawno jeszcze żywa, pełna energii kobieta, teraz osowiała starsza osoba, na której twarzy rzadko uda się zobaczyć uśmiech. Zmizerniała, schudła, a oczy zostały pozbawione blasku. 
            Prawie podskoczyłam z wrażenia, gdy na moim barku poczułam dłoń. Nie musiałam się odwracać, by upewnić się, że to Justin – jego perfumy były naprawdę intensywne. W opiekuńczym geście usadowił się obok i objął moje samowolnie drżące ciało.
            - Oh, skarbie – zapłakałam na jego słowa, umieszczając głowę przy męskiej szyi.
            - Zabierz mnie stąd, proszę – szepnęłam, ściskając jego ramię.
            Nie odpowiedział, ale za to podniósł mnie i stabilnie umieścił w swoich rękach. Byłam bezpieczna. 
            W samochodzie usiadłam na fotelu, od razu podkurczając nogi pod brodę. Chciałam zniknąć. Zapaść się pod ziemię i zapomnieć. 
            Nie ruszaliśmy się sprzed budynku przez kilka minut. Dopiero wtedy dotarło o mnie, dlaczego. Przecież kierowca tak naprawdę nie wiedział gdzie jechać. Zachrypniętym głosem udało mi się wydukać adres mojego starego domu, dzięki czemu już po chwili mogłam zapomnieć o incydencie sprzed chwili. Bez względu na milczenie szatyna, wiedziałam, że chce wiedzieć wszystko. Tylko czy ja byłam gotowa opowiedzieć mu kolejną część siebie? Potrafiłam oddać mu następną namiastkę swojego serca? Odpowiedź nasuwała mi się sama na język, kiedy wspólnie mijaliśmy kolejne przecznice. Starając się uspokoić, przełykałam coraz to większe porcje śliny. Bałam się tego, co może mnie czekać w starym domu. 
*
            Przecierając delikatnie oczy, wyszłam z pojazdu. Justin zapłacił taksówkarzowi sporą sumę, a ten z uśmiechem na twarzy odjechał. 
            Wreszcie mogłam zobaczyć cały dom w jego pełnej krasie. Prawie upadłam z wrażenia – mimo upływu lat i niezamieszkalności owego budynku, matka najwyraźniej przeznaczała sporą sumę na jego sprzątanie. Wszystko było takie samo, jakie zapamiętałam. Nadal w stylu wiktoriańskim, z domieszką nowoczesności. W ogrodzie ciągle rosły ulubione kwiaty taty – konwalie, a przed oknem kuchennym piętrzyła się wiśnia. 
            I to okropne uczucie wróciło. 
            Przypomniało mi się jak tata uczył mnie jeździć na rowerze, jak z mamą wspólnie robiłyśmy wianki ze stokrotek, albo jak razem spędzaliśmy weekendowe popołudnia, urządzając pikniki na patio.
            Minęło zaledwie kilka lat odkąd on zniknął, a my, razem z matką przeprowadziłyśmy się.
            Czułam jednak, jakby rozstanie z nimi miało miejsce przynajmniej dekadę temu.
            Teraz, nie licząc Justina byłam sama na tym świecie.
            Moja rodzicielka już dawno podjęła decyzję, a ja nie miałam zamiaru błagać o chwilę uwagi.
            Na zdrętwiałych nogach, ściskając w ręce klucze ruszyłam po żwirowej dróżce, kierując się wprost na drzwi. Czułam za sobą obecność Justina.  Nie odstępował mnie na krok, mimo bagaży, które trzymał. Musiał wyczuć, że słabo się czuję. Kiedy klamka znalazła się na wyciągnięcie ręki, zadrżałam. Zakręciło mi się w głowie, ale na szczęście zręczne ramię chłopaka w porę udaremniło mi upadek. 
            Zabrał ode mnie klucze, które po chwili wsunął w zamek. Przymknęłam powieki, czując na skórze powiew zimnego powietrza. To już. To właśnie w tamtym momencie, przekroczyłam próg domu, w którym mieszkałam wraz z rodzicami, do momentu śmierci ojca. Z cisnącą się łzą w oku przeszłam przez próg, rozglądając się. 
            Widok naprawdę zapierał dech w piersiach – szczególnie, gdy pamięta się drobiazgi sprzed kilku lat. Nic się nie zmieniło, oprócz atmosfery. Już w progu wiadome było, że nikt oprócz służby tu nie bywa. Zimnym, sterylnie czystym pomieszczeniom brakowało ciepłej atmosfery. 
            Przetarłam nos, ścierając przy okazji łzy.
            Nie chciałam więcej płakać.
            Z przymrużonymi powiekami weszłam na schody. Justin, był jak mój cień. 
*
            Podczas rozpakowywania się, milczeliśmy. Mijały kolejne godziny, gdy razem bez celu spacerowaliśmy po pokojach. Wiele małych drobnostek, na które się natknęliśmy wywołało na mojej twarzy drobny uśmieszek. To właśnie w tym domu dorastałam. 
*
            Było już ciemno, gdy postanowiłam wyjść na patio. Usiadłam na jednym z rozkładanych, drewnianych krzeseł, przez cały czas wpatrując się w okrągły księżyc.
            Szatyn zajął miejsce tuż obok. Dotknęliśmy się łokciami. Poczułam przyjemne ciarki, promieniujące z jego ciała. 
            - To wszystko zaczęło się jakiś miesiąc przed moimi osiemnastymi urodzinami – szepnęłam, nie odrywając oczu od bezchmurnego nieba. Gwiazdy świeciły wyjątkowo jasno tej nocy.
            - Ojciec wyjechał w delegację razem z kilkoma kolegami z pracy. W tamtym czasie zaczęła się sroga zima. Wiele dróg w okolicy było oblodzonych. Nadal się zastanawiam, dlaczego tak po prostu ich nie zamknęli – zaczerpnęłam chłodnego powietrza, czując palący ból na policzkach. 
            - Nie wiedziałyśmy z mamą, że tata chce zrobić nam niespodziankę. Opuścił znajomych, zakopanych po uszy w pracy, by samemu przyjechać do Chicago. Do domu, do kochającej córki i ukochanej. Tego wieczoru – pojedyncza łza wydostała się na wolność, jednak ku mojej uciesze była ostatnią. Musiałam być twarda. Nie mogłam się poddawać w takim momencie. – W okolicy rozpętała się wichura. Na stanowej* tato stracił panowanie nad samochodem i – zagryzając wnętrze policzka, przypomniałam sobie opis zdarzenia, który przedstawił mi policjant. Poczułam mrożące krew w żyłach zimno i od razu uświadomiłam sobie, co ten dziwny nastrój znaczył. Tata tu był, pilnował domu. Jego duch musiał być naprawdę zawiedziony, kiedy odkrył, że mama się wyprowadziła. Uśmiechnęłam się blado, rozglądając dookoła. Miałam nadzieję, że naprawdę mnie widzi i poniekąd rozumie.
            - Zginął na miejscu. – Dokończyłam, otrząsając się z letargu. – Zresztą wrak samochodu znaleziono dopiero po kilku godzinach, więc nic nie można było zrobić. – Głos zdradzał moje wątpliwości, jednak nadal starałam się zachować kamienną twarz. Justin ze złożonymi na kolanach rękoma, wpatrywał się w miejsce przed sobą. Znałam ten wzrok – analizował to, co właśnie mu powiedziałam.
            - Kilka dni po pogrzebie, matka już wariowała. Nie potrafiła znieść tego domu. Za bardzo wszystko kojarzyło się jej z tatą, więc postanowiła, że się przeprowadzi. Nie musiała martwić się o pieniądze, bo ojciec zapisał nam wszystko w testamencie. Ja jednak nie podzielałam jej zdania – nie mogłam się stąd tak po prostu wynieść. – Po raz kolejny nabrałam spory haust powietrza, próbując uspokoić szarżujące serce. 
            - Pokłóciłyśmy się, ale końcowo stwierdziła, że i tak niedługo skończę osiemnaście lat. Zostałam sama, gdy ona z dnia na dzień wyleciała do Chicago. Nawet w moje urodziny się nie odezwała. Jakby zupełnie zapomniała o tym, że ma córkę. – Zaśmiałam się ironicznie, wiedząc, że było tak naprawdę. – Pieniądze nigdy nie były tak dla mnie ważne, jak matka wtedy. Przecież straciłam ojca, obie znalazłyśmy się w tej samej sytuacji, ale to ona mnie zostawiła. Musiałam sobie sama radzić – głos stopniowo zamieniał się w szept, aż całkowicie zamilkłam. Zachlipałam, ze wszystkich sił hamując w sobie łzy. 
            Nim się obejrzałam, Justin przeniósł moje ciało na swoje kolana. Słyszałam jego urywany oddech.
            Dopiero po chwili spostrzegłam, że płakał.
            Nie wiem ile minęło, ta chwila mogła trwać minuty, godziny; dla mnie jednak najważniejsze było to, że był przy mnie, właśnie wtedy, kiedy go potrzebowałam.


* - w Polsce drogi dzielą się na gminne i krajowe, w USA natomiast zamiast gminnych czy wojewódzkich są stanowe. ;)

~*~

Od autorki: Dziękuję, że jesteście!
Kocham was z całego serca, naprawdę. ♥
Kolejny rozdział powinien pojawić się w okolicach piątku/soboty, więc nie będziecie musieli długo czekać. :)
Pamiętajcie jednak o komentowaniu i pisaniu tweetów z hashtagiem #ypomPL :)
Wasze zaangażowanie wiele dla mnie znaczy. 
PS. Czy tylko ja właśnie płaczę jak bóbr? :c




30 komentarzy:

  1. płaczę razem z Tobą, Kate i Justinem :( oby kolejny rozdział był weselszy, proszę! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział... już czekam na następny i mam nadzieję, że szybko się pojawi :) Życzę weny @Alex41789

    OdpowiedzUsuń
  3. SUPER ! ! ! CZEKAM NA NEXT ! ! :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, biedna Kate ;(
    Na szczeście ma Justina, który przy niej będzie.
    Rozdział cudowny, dziękuję, że to piszesz.
    Pati
    Kocham ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Ryczę, rozdział wspaniały! :")

    OdpowiedzUsuń
  6. Najlepsze opowiadanie 4ever <3

    OdpowiedzUsuń
  7. cudowne :(
    czekam na kolejne rozdziały <3/ @KarolinaGrzeskow

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG ! *----* Boże ty masz prostu wielki talent ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja mam łzy w oczach.dobrze że powiedziala mu prawdę a Jus tak słodko to przyjął.

    OdpowiedzUsuń
  10. Boże jakie to wszystko zakręcona, haha. Ale cieszę się, że Justin dowiedział się prawdy o Kate i o jej matce, zasługiwał na to. xoxo

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja płaczę! Ma może ktoś do pożyczenia chusteczki! Oddam tą samą.~ Mrs.Bieber

    OdpowiedzUsuń
  12. jejku, cudowny. popłakałam się, nie mogę się doczekać następnego x @hejkakidrauhl

    OdpowiedzUsuń
  13. Boże uwielbiam twojego bloga. Juz nie moge sie doczkac nastepnego <3
    @aga_belieber

    OdpowiedzUsuń
  14. Boże piękny ;** ♥ Czekam na next ! <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Okej, zacznę od początku.
    Co się tuta dzieje? Z żalem w sercu zauważam coraz mniejszą ilość komentrzy i szczerze mówiąc, jestem zaskoczona, że nie zaczęłaś (tak jak większość autorek, oczywiście), szantażować nas.
    Co do rozdziału, mam mieszane uczucia. Denerwuje mnie zachowanie Kate. To jak czasami traktuje Justina... Nie wytrzymałabym na jego miejscu.
    Po za zachowaniem głównej bohaterki, wszystko jest idealnie, jak zawsze.
    Twoja stała czytelniczka, Julia.

    OdpowiedzUsuń
  16. Genialne! Czekam na następną część. <33
    /mistycznaluiza2

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdział super.Tylko denerwuje mnie Kate i jej czasami zachowanie w stosunku do Justina.Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  18. To opowiadanie jest świetne! Z niecierpliwością czekam na nn i zapraszam tez na swojego bloga:)
    www.we-were-born-for-thisx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Uwielbiam tego bloga *-*

    OdpowiedzUsuń
  20. Aaaaaaa! Ja chcę już nastepny → Kasia.

    OdpowiedzUsuń
  21. Aaaaaaa! Ja chcę już nastepny → Kasia.

    OdpowiedzUsuń
  22. Jejku <3 Jakie cudowne <3 Ale nie sądziłam że Justin będzie płakał na końcu, wow

    OdpowiedzUsuń
  23. Pięknie piszesz ♥
    Mam nadzieję, że nie skończysz z tym blogiem, bo naprawdę go pokochałam. Przyznaję, jak dopiero zaczęłam czytać i zobaczyłam Miley i w ogóle dopiero się zaczynało wszystko dziać to myślałam, że to kolejny lipny blog i nie ma sensu czytać, ale zostałam i z każdym kolejnie dodawanym rozdziałem bardziej mi się podobało. Tym sposobem zostałam do teraz.
    Podziwiam Cię, bo masz ciekawe pomysły, nie masz widocznych błędów w opowiadaniach i rozdziały które dodajesz nie są od czapy i krótkie, tylko w każdym coś się dzieje. Szkoda, że niektórzy nie umieją tego docenić i cię hejtują, ale taka jest Polska i ludzie, którzy nie wiedzą co z sobą zrobić, tylko siedzą na tyłku i hejtują innych ;/
    Jeżeli zdecydujesz się zakończyć, bloga w pełni cię rozumiem i nie mam żalu tylko życzę ci powodzenia:*

    OdpowiedzUsuń