18.02.2016

028. I'm off the deep end.

Justin's POV:
Leżałem na pryczy, wpatrując się w sufit.
Niedawno wstałem, a licząc na mój godzinny instynkt i różowe niebo za małym oknem w celi musiał być ranek.
Ciągle analizowałem rozmowę z matką Kate, którą odbyliśmy dwa dni temu.
Nadal nie potrafiłem uwierzyć, że moja ukochana jest w ciąży, że będziemy mieć dziecko.
Kiedy obracałem się na bok, usłyszałem krzątanie się na korytarzu.
Po chwili przed moją celą pojawił się strażnik.
- Ty i ten twój koleżka wychodzicie. Macie szczęście – nim mogłem zrozumieć całą sytuację, cela została otwarta.
- Ale jak to? Austin cofnął oskarżenie?
- Nie musiał, bo sam zajmie wasze miejsce już niedługo.
Nie rozumiałem, ale kierując się myślą „im mniej wiesz tym lepiej śpisz” wyszedłem.
*
Kate's POV:
- Dziękuję za pomoc – spojrzałam w oczy Shawna, gładząc palcami pościel. Byłam wdzięczna losowi, że moje kłamstwo odnośnie niewinności chłopaków udało się jakoś zatuszować, a przy okazji schwytać Austina podczas dilerki.
- W życiu nie widziałem tyle towaru – dopowiedział, przenosząc swój wzrok na urządzenia stojące obok mojego łóżka. - A u ciebie? Jak zdrowie? - Chociaż czas odwiedzin jeszcze się nie zaczął, policjant na służbie mógł bez przeszkód ze mną porozmawiać, nawet o siódmej rano. Cieszyłam się, że przyszedł, bo Kim musiała w końcu się przespać. A Justin? Miałam nadzieję, że przyjdzie jak tylko go wypuszczą.
- Ciężar bezpodstawnego oskarżenia Justina na całe szczęście spadł z mojego chorego serca. Teraz tylko muszę się pomartwić jak znaleźć dawcę do przeszczepu i ocalić płód.
Chłopak spojrzał z zaskoczeniem na mój brzuch.
- Gratuluję – posłał mi uśmiech. - Cieszę się, że mogłem pomóc.
- To ja dziękuję. - Odszepnęłam.
- Teraz będzie tylko lepiej, sama zobaczysz – powiedział, chwytając moją dłoń. - Taka dobra dziewczyna jak ty zasługuje na szczęśliwy koniec – na te słowa zrobiło mi się ciepło. Mówiłam, że to dobry facet? I widzicie? Miałam rację.
*
Kate's POV:
Chwilę po wyjściu Shawna zasnęłam, w końcu z uśmiechem na ustach.
Obudził mnie zaś lekki powiew wiatru na mojej twarzy. Powoli rozchyliłam powieki i po raz kolejny podziękowałam w duchu, że budzę się przy akompaniamencie urządzeń potwierdzających bicie serca. Nadal żyłam.
Utkwiłam swój wzrok w brązowych tęczówkach.
- Kochanie – szepnęłam, nie wierząc, że on tak szybko wrócił.
- Jesteś genialna – nachylił się nade mną i musnął ustami mój policzek.
- Jak długo tutaj siedzisz? - Spytałam, rozglądając się dokładniej po pomieszczeniu. Byliśmy sami.
- Wypuścili mnie kilka godzin temu, ale musiałem się jeszcze ogarnąć – parsknął, trzymając moją dłoń. Był rozluźniony i szczęśliwy. I dotarło do mnie, że on jeszcze nie wiedział. Nie był świadomy, że jestem w ciąży. - Ale dalej nie wiem jak? Jak to zrobiłaś? I czemu strażnik wspomniał, że nasze miejsce w celi zajmie teraz Austin?
Przewróciłam oczami, uśmiechając się dumnie.
- Masz po prostu bardzo zdolną dziewczynę. Może potrzebne było małe kłamstwo czy dwa, ale najważniejsze, że już przy mnie jesteś, a ten gnojek siedzi za handel narkotykami.
Justin zmrużył oczy, przyglądając mi się dokładnie. Kochałam iskierki w jego oczach, bo wiedziałam, że jest wtedy radosny.
- Chociaż jeden problem mniej z głowy. - Westchnął, opadając głową na pościel. Wolną rękę wsunęłam w jego nastroszone włosy. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała mu to powiedzieć, a im szybciej tym lepiej. Jednak czy byłam na to wtedy gotowa? Czy mogłam zniszczyć jego spokój wiadomością o nieplanowanej ciąży? Dla mnie był to dar z nieba, ale w tych okolicznościach bałam się jego reakcji.
- Justin – westchnęłam, nie wiedząc od czego zacząć. Czułam jak drżały mi dłonie. Nie zareagował, więc nie kończyłam. Chciałam się chociaż na moment skupić na spokoju, pozornym, ale jednak spokoju. Jestem pewna, że w tamtej chwili nasze serca zaczęły bić z równym rytmem. Uspokoiłam oddech, wdech, wydech, wdech, wydech.
- Będziemy mieć dziecko – no i spuściłam bombę na wioskę pełną szczęścia. Zamknęłam oczy czekając na krzyk, wrzask i rzucanie krzesłami.
Ku mojemu zaskoczeniu, nie doczekałam się.
Justin się praktycznie nie ruszył.
- Kochanie, jestem w ciąży – na te słowa uniósł głowę i spojrzał się w moje oczy. Nim mogłam zaprotestować ten już trzymał moją twarz w dłoniach, a nasze usta połączył w jedną całość. Oddałam się w całości, nie rozumiejąc tego ani trochę.
- Proszę, nie bądź zła, ani się nie unoś, ale już wiem. Twoja mama przyszła do aresztu, by mi o tym powiedzieć. - Jego głos był niski, cichy i ubogi w intonację. Nagle z urządzenia monitorującego pracę mojego serca zaczął się wydobywać głośniejszy i szybszy dźwięk, a na mojej twarzy pojawiło się ciepło.
- Dlaczego? Jak ona? - Chłopak ścisnął moją dłoń, chcąc mnie uspokoić. - Ile razy mam jej powtarzać, że nie chcę jej w swoim życiu...
- Kochasz mnie? - Justin nagle zmienił temat, podsuwając sobie moją rękę pod twarz. Musnął knykcie wargami.
- Po co pytasz, skoro dobrze wiesz.
- Bo chcę to od ciebie usłyszeć. Powiedz to – zażądał, między pocałunkami. Na ramionach pojawiła się gęsia skórka.
- Kocham cię najmocniej na świecie.
- Jeśli tak to proszę, porozmawiaj ze swoją matką, choćby to miała być wasza ostatnia rozmowa. - Przymknęłam powieki.
- Dlaczego mi to robisz? - Spytałam cicho, czując ból w klatce piersiowej. Dobrze wiedział jakie przykre wspomnienia ciągnie za sobą moja matka, a mimo to zmusza mnie do spotkania z nią.
- Uwierz, że będziesz dziękować. Proszę, zrób to.
- Nawet jeśli się zgodzę, to ona już tu nie wróci. Nie chce mnie widzieć. - Próbowałam odciągnąć go od tego durnego pomysłu w jakikolwiek sposób. Zawsze warto próbować.
- Wręcz przeciwnie. Siedzi przy wejściu do sali – odpowiedział, szczerząc się do mnie głupkowato. Miałam ochotę go wtedy zdzielić w twarz. Nie zrobiłam tego, ale za to przytaknęłam, chcąc mieć to jak najszybciej za sobą.
- Dziękuję – pozostawił na moim czole pocałunek i wyszedł.
*
- Dziecko... - Zaczęła, ledwo przechodząc przez próg. Spojrzałam w jej przekrwione i zaszklone oczy. Wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa, a właściwie wręcz przeciwnie – jedna z najtrudniejszych w moim życiu. Bez słowa czekałam, aż moja matka się zbliży do łóżka.
- Cześć mamo – udało mi się wreszcie z siebie wydusić. Oddech miałam płytki, urywany, a dźwięk maszyn przyśpieszył. Nic nie dało się ukryć. Kolejna chwila ciszy.
- Chciałabym ci tyle powiedzieć – szepnęła, siadając na krześle tuż obok. Nie odrywała od moich oczu spojrzenia. - Masz oczy ojca. - Przytknęłam, czując przechodzące przez moje ciało dreszcze.
- Więc mów, po to tu zresztą przyszłaś – stwierdziłam, próbując się uspokoić. W tamtej chwili działo się to, czego tak bardzo chciałam uniknąć – stanęłam twarzą w twarz z matką, która przez tak długi okres była dla mnie jedynie wrogiem i źródłem pieniędzy. Nie wiedziałam jak może wyglądać ta rozmowa i chyba właśnie przez tą niewiedzę się tak stresowałam.
- Przepraszam w tej chwili jest zbyt małym słowem – westchnęła, szukając w pościeli mej ręki. Splotła nasze drżące palce. - Ale nie masz pojęcia jak teraz cholernie żałuję tego co się stało. - Nie chciałam jej przerywać, oczekując dalszych wyjaśnień. - Musisz wiedzieć, że twój ojciec był moją jedyną prawdziwą miłością. Kiedy on odszedł czułam jakby mój świat się zawalił. Jakby wszystko było przeciwko mnie, na czele z przeznaczeniem. Ty, od zawsze miałaś w sobie jego upór. Cokolwiek by się nie działo, wiedziałam, że sobie poradzisz. I miałam rację – wyrosła z ciebie piękna, dojrzała kobieta, a co najpiękniejsze, sama niedługo posmakujesz cudu macierzyństwa. Wiem, że mogłaś kiedykolwiek w to wątpić, ale gdyby nie ty, dawno bym odebrała sobie życie. Bez względu na dzielące nas kilometry, przez cały czas sprawowałam nad tobą pieczę. Oprócz wysyłanych pieniędzy, ciągle cię obserwowałam i szukałam informacji. To nie tak, że chciałam uciec z twojego życia, ale byłam przerażona, że przez moje podejście i depresję, w którą wpadłam pociągnę cię na dno. Ty dopiero rozpoczynałaś swoje życie. Nie mogłam pozwolić, byś przejmowała się starą matką i jej złamanym sercem. Choćby za cenę znienawidzenia mnie. To było jedyne wyjście. I wiedziałam, że twój ojciec, gdziekolwiek był, uważał tak samo.
- Ale nie pomyślałaś o tym, że czułam się podobnie? Przecież wiesz, jak byłam z tatą zżyta, a tak nagle go straciłam. Okazało się, że przez cholerną niespodziankę stracił życie. A ja, ledwo zostałam dorosłą i musiałam radzić sobie sama. Poczułam, jakbyś nie przejmowała się tym, że masz córkę. Jakbym nagle i ja przestała istnieć. Jakbym albo była winna śmierci ojca albo z nim w tym wypadku zginęła. Nawet nie wiesz jak bardzo mi cię wtedy brakowało – to był moment, w którym nie mogłam jej okłamywać i ukrywać uczucia. Tamtą chwilę zapamiętam na długo, zapewne do grobowej deski. Bo to właśnie wtedy byłyśmy ze sobą szczere. I poczułam jakbyśmy znowu były rodziną, matką i córką, które się nawzajem wspierały. Płakałyśmy obie i próbowałyśmy nacieszyć się swoją obecnością. Wtedy, postanowiłam, że wybaczę jej bez względu na wcześniejsze decyzje. Nie potrafiłam dalej trzymać w sobie urazy. Czasu nie cofniemy, przeszłość zostanie przeszłością, a obie chciałyśmy pracować na wspólną przyszłość.
A przynajmniej wtedy mi się tak wydawało...
Gdy matka objęła mnie, wisząc nad mym łóżkiem i szepcząc przeprosiny, poczułam, że coś się zmieniło. Że coś się stało. Że nagle wszystkie maszyny podtrzymujące moje serce zaczęły wariować, a ja odpłynęłam. Odeszłam, chociaż tak bardzo chciałam zostać w objęciach swojej matki.

***

Rozchyliłam powieki, czując pod nimi piasek. Sprawiło mi to niemały ból, jednak musiałam wiedzieć gdzie jestem. Znowu wróciła mi świadomość, ale byłam przeświadczona, że było inaczej, że było coś nie tak. Spojrzałam na Justina, który siedział obok. Płakał, łzy wypływały z jego oczu bardzo powoli, a on sam nie starał ich ukryć. Kiedy zauważył, że się obudziłam, nie powiedział nic. Ścisnął moją dłoń mocniej i posłał mi mały uśmiech.
- Co się dzieje? - Byłam szczerze przerażona, widząc jego stan. Od razu pomyślałam, że ciąża... Że nasze dziecko...
I biorąc jeden większy wdech poczułam to. Piekący ból na klatce piersiowej. Udało mi się po chwili odsunąć pościel, nie plącząc się w kroplówkach. Trochę niżej od serca miałam nałożony opatrunek.
- Co jest do cholery? - Uniosłam się, będąc naprawdę przerażoną.
- Kochanie, proszę, uspokój się. Nie możesz się po operacji denerwować.
- Czy nasze dziecko jest bezpieczne? - Przytaknął i natychmiast wstał. Skierował się do stolika, na którym leżała lawendowa koperta. Podał mi ją.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że ze sobą porozmawiałyście – i po tych słowach wyszedł z pokoju. Drżącymi dłońmi otworzyłam zaadresowany do mnie list.

Kochana Córko!
Pisząc ten list jestem przerażona. Od kilku godzin leżysz w śpiączce, a ja zostałam poddana badaniom. Po naszej rozmowie coś się schrzaniło. Ale tak musiało być, wiesz córuś? Po prostu tak miało się stać. Teraz ja, leżę w szpitalnym łóżku i czekam na operację. Czekam na śmierć. Czekam na to, aż lekarze przekażą część mojego serca Tobie. Bo ty powinnaś żyć. Masz po co i dla kogo. Tyle masz przed sobą! Jestem dumna z tego na jaką kobietę wyrosłaś, chociaż przez pewien czas mnie nie było. O tym już rozmawiałyśmy i nie chcę do tego wracać. Przepraszam. Wybacz, że ten list wygląda jak wygląda – koślawe pismo, lekko pognieciona kartka i totalny chaos. Jestem sama w sali i wsłuchuję się w bicie mojego serca. Twoje już praktycznie nie bije i nie mogłam tak tego zostawić.
Pewnie zastanawiasz się jak lekarze mogą mnie operować i przy tym zabić, by uratować Ciebie? Oni mnie nie zabiją. Oni jedynie skrócą moje cierpienie, bo ja już umieram. Nie wiesz, dlatego, że Ci nie powiedziałam... Nie miałam okazji. Od roku walczyłam z białaczką. W dniu, kiedy przyjechałaś do mnie z Justinem dowiedziałam się o przegranej – i przerzutach. Całe szczęście, nie objęły jeszcze serca, dlatego na coś się ono przyda. I jestem z tego powodu przeszczęśliwa.
Dzięki naszej rozmowie chociaż krótką chwilę czułam, że już nie jesteś na mnie wściekła. Bo nie jesteś, prawda?
Rozwija się w Tobie mój wnuk i chociaż go nigdy nie dotknę, a on nie pozna babci to wiem, że będziesz wspaniałą matką. Inną niż ja. Pamiętaj! Będę Cię obserwować. Tym razem z góry.
I wiesz co jeszcze? Dbaj o Justina. Ten facet to naprawdę złoto. Kocha Cię z całego serca i jest gotów oddać wszystko, bylebyś była szczęśliwa. Wiesz skąd to wiem? Bo gdyby nie znalazł się dawca, on by się poświęcił. Chciał oddać część siebie.
Mam nadzieję, że operacja się udała i że teraz będzie już tylko lepiej.

Kocham Cię.
Gdziekolwiek teraz jestem.
Twoja Mama x



Mimo ostrzeżeń Justina nie mogłam... Nie mogłam się uspokoić. Płakałam, drżałam na całym ciele, a moje naprawione ogromnym kosztem serce szybko biło. Nie potrafiłam uwierzyć. Nie, to się nie mogło stać. To nieprawda. Moja mama, którą dopiero co odzyskałam nie mogła umrzeć. Nie przeze mnie...
__________________________
wiem, że dawno mnie tu nie było, ale książka zbliża się wielkimi krokami... shh, nie mogę wiele zdradzić. :) a przynajmniej nie teraz!♡♡♡
PS po napisaniu rozdziału, który już tak dawno zaplanowałam płaczę jak bóbr! bo matka Kate zmarła, bo Kate żyje, bo zbliża się najgorsze, bo cała historia niedługo się kończy, bo ypom niedługo dobiegnie końca. mam jednak nadzieję, że wy! wy tu zostaniecie, cokolwiek będzie się działo. dziękuję i przesyłam moc buziaków, dla tych którzy dalej tu są xx

2 komentarze:

  1. Poplakalam sie/P

    OdpowiedzUsuń
  2. Płacze tak bardzo. Takie poświęcenie omg 😭
    Szczerze nie mam siły na jakiś kreatywny komentarz bo ledwo widzę co pisze.
    Na pewno wiele ludzi ci to mówiło ale ja powtórzę - jesteś genialna. Stworzyłaś tak piękne fanfiction, że brakuje słów by je opisać. Masz ogromny talent którego ci zazdroszczę.
    Życzę ci skarbie powodzenia ze wszystkim, książka itd. Kocham i całuje 💕

    OdpowiedzUsuń