POLECAM KLIK KLIK KLIK
Kate's POV:
- Co u ciebie, księżniczko? - Słysząc męski głos, ścierpła mi skóra.
- Austin – szepnęłam. Widziałam się z nim dzień wcześniej, jednak w tamtej chwili było to jak kilkanaście lat świetlnych. Powrót Justina wszystko zmienił, więc nie było szansy na to, bym wróciła do imprezowego życia. Nie mogłam utrzymać kontaktu z kuzynem mojej byłej najlepszej przyjaciółki, w obawie przed siłą jego manipulacji.
- Skąd masz mój numer? - Udało mi się wypowiedzieć te słowa bez zająknięcia.
- No cóż, powinnaś bardziej pilnować swojego telefonu, gdy jesteś ze mną – zaśmiał się, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że naprawdę nie miałam ochoty z nim dalej rozmawiać. Musiałam się odciąć od tego życia.
- Czego chcesz? - Zabrzmiałam wrednie, chociaż to i tak było lepsze wyjście niż zwykłe odrzucenie słuchawki.
- Oj, oj, co tak ostro, kochana? Ostatnio spędziliśmy ze sobą mile czas, chciałbym to powtórzyć – fakt, ostatnim razem prawie ze sobą spaliśmy. Cholera, na samo wspomnienie chciało mi się rzygać.
- Może wpadłbym po ciebie do domu? - Odważny, nie ma co. Nie chciałam i nie mogłam z nim gdziekolwiek iść, więc na szybko wymyśliłam banalną wymówkę.
- Nie ma mnie w domu.
- Tak? Czyli mam halucynacje? - Kątem oka dostrzegając ruch drzwi, spojrzałam na nie, przez co moja szczęka najpewniej wylądowała na ziemi. W progu mojej sypialni stał nie kto inny jak Austin.
- Co ty tu robisz? - Wiedziałam, że Justin obserwuje dom i zaraz się zjawi. Miałam nadzieję, że zrobi to jak najszybciej, by nie doszło do tragedii. Chłopak ruszył w moją stronę z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Nienawidzę, gdy ktoś mnie okłamuje – palcem chwycił moją brodę, unosząc ją delikatnie do góry. Drżałam na całym ciele, z niewiadomych nawet dla mnie powodów. Dlaczego ja się go bałam? A może to nie był strach? Więc co? Stres? Brak komfortu?
Na jego twarzy widoczne były siniaki i strupy, których nabawił się, będąc tu ostatnim razem.
- A ja nienawidzę, kiedy ktoś mnie stalkuje – warknęłam, wpatrując się w jego zielone oczy. W tęczówkach chłopaka pojawił się ogień, przez który zrobiło mi się zimno. Miałam wrażenie, że zaraz mnie uderzy. Tak się jednak nie stało. Jego palce zaczęły delikatnie przesuwać się w stronę policzka, w celu zbadania skóry. Ruchy Austina były pełne subtelności, bez grama nachalności. Uśmiechnęłabym się, gdyby te dłonie należały np. do Justina.
Usłyszałam trzask drzwi wejściowych, na który chłopak przede mną nie zwrócił najmniejszej uwagi. Uporczywie wpatrywał się w moje oczy, co chwilę przerzucając spojrzenie na wargi. Wiedziałam do czego dąży, a świdrujące spojrzenie zielonych tęczówek wcale nie pomagało mi w odtrąceniu. Nie ruszałam się, jakbym była manekinem podczas gdy twarz Austina znajdowała się coraz bliżej mojej.
Wzięłam głęboki oddech, kiedy do pokoju wpadł Justin i James. Widząc zaskoczenie i wściekłość wypisaną na rysach ukochanego, znalazłam siłę, by odtrącić zielonookiego. Wpatrując się w trójkę, która mierzyła siebie nawzajem groźnymi spojrzeniami zachciało mi się śmiać. Mój były chłopak, obecny i domniemany adorator w jednym pomieszczeniu, łypiąc na siebie jak mordercy. Czeska komedia.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć na temat zaistniałej sytuacji, dwójka z nich – James i Justin rzucili się z pięściami na Austina.
- Zostawcie go – krzyknęłam, wiedząc, że jeśli pogorszą jego stan skutki będą ogromne. Miałam złe przeczucia. Słysząc trzask łamanej kości ścierpły mi wszystkie kończyny.
- Proszę was, skończcie do cholery! - Ryknęłam, ciągnąc Justina za koszulkę.
Wreszcie ustąpili, chociaż dopiero po chwili zrozumiałam dlaczego.
Austin leżał nieprzytomny na podłodze.
- Jakimi wy jesteście idiotami – warknęłam, nachylając się nad zielonookim gościem.
- Co z nim teraz zrobimy? - Spytał głupio James.
- Zakopiemy w ogródku? - Zażartował Justin.
- On jest żywy – podkreśliłam ostatnie słowo, poklepując chłopaka po policzkach.
- Może go pocałuj. Wiesz, to pewnie przypadek jak ze „Śpiącej Królewny” - powiedział Justin, a sarkazm można było wyczuć w każdym jego słowie.
- Kpisz sobie?
- No cóż, gdyby nie my, to pewnie teraz baraszkowalibyście w łóżku – nie wiedziałam czy mam traktować jego słowa serio. Kiedy spojrzałam w miodowe oczy Justina wiedziałam, że tym razem nie żartuje. Był wściekły i rozpalony z zazdrości.
- I jak widać, nie macie za grosz wyczucia czasu. - Postanowiłam zirytować go jeszcze bardziej, ciągnąc tę dziecinną grę. - Bo zniszczyliście nam randkę – podsumowałam.
- Czego tu tak stoisz? - Justin warknął na Jamesa. - Idź po zimne, mokre ręczniki – rozkazał. Byłam pewna, że oni też się pokłócą, ale kiedy ten posłusznie wyszedł byłam w szoku.
- Co jest z tobą kurwa nie tak? - Bieber zwrócił się do mnie.
- Ze mną jest coś nie tak? Nikt was nie nauczył, że agresją nic się nie załatwi?! - Krzyknęłam, nie wpatrując się już w twarz Austina. Spojrzenie miałam utkwione w karmelowych oczach Justina.
Zaskoczony rozdziawił usta. Wstałam i z rozlewającą się we krwi adrenaliną podeszłam do niego. Palcem dźgnęłam go w klatkę piersiową,
- Mógłbyś wreszcie schować swoje ego do kieszeni, a swoje łapska wykorzystywać do czegoś pożyteczniejszego? - Wrzałam z wściekłości i przerażenia. Oni tak po prostu pobili Austina do nieprzytomności! Rozumiem, miał wiele za uszami, ale to już była przesada.
Kate's POV:
- Co u ciebie, księżniczko? - Słysząc męski głos, ścierpła mi skóra.
- Austin – szepnęłam. Widziałam się z nim dzień wcześniej, jednak w tamtej chwili było to jak kilkanaście lat świetlnych. Powrót Justina wszystko zmienił, więc nie było szansy na to, bym wróciła do imprezowego życia. Nie mogłam utrzymać kontaktu z kuzynem mojej byłej najlepszej przyjaciółki, w obawie przed siłą jego manipulacji.
- Skąd masz mój numer? - Udało mi się wypowiedzieć te słowa bez zająknięcia.
- No cóż, powinnaś bardziej pilnować swojego telefonu, gdy jesteś ze mną – zaśmiał się, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że naprawdę nie miałam ochoty z nim dalej rozmawiać. Musiałam się odciąć od tego życia.
- Czego chcesz? - Zabrzmiałam wrednie, chociaż to i tak było lepsze wyjście niż zwykłe odrzucenie słuchawki.
- Oj, oj, co tak ostro, kochana? Ostatnio spędziliśmy ze sobą mile czas, chciałbym to powtórzyć – fakt, ostatnim razem prawie ze sobą spaliśmy. Cholera, na samo wspomnienie chciało mi się rzygać.
- Może wpadłbym po ciebie do domu? - Odważny, nie ma co. Nie chciałam i nie mogłam z nim gdziekolwiek iść, więc na szybko wymyśliłam banalną wymówkę.
- Nie ma mnie w domu.
- Tak? Czyli mam halucynacje? - Kątem oka dostrzegając ruch drzwi, spojrzałam na nie, przez co moja szczęka najpewniej wylądowała na ziemi. W progu mojej sypialni stał nie kto inny jak Austin.
- Co ty tu robisz? - Wiedziałam, że Justin obserwuje dom i zaraz się zjawi. Miałam nadzieję, że zrobi to jak najszybciej, by nie doszło do tragedii. Chłopak ruszył w moją stronę z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Nienawidzę, gdy ktoś mnie okłamuje – palcem chwycił moją brodę, unosząc ją delikatnie do góry. Drżałam na całym ciele, z niewiadomych nawet dla mnie powodów. Dlaczego ja się go bałam? A może to nie był strach? Więc co? Stres? Brak komfortu?
Na jego twarzy widoczne były siniaki i strupy, których nabawił się, będąc tu ostatnim razem.
- A ja nienawidzę, kiedy ktoś mnie stalkuje – warknęłam, wpatrując się w jego zielone oczy. W tęczówkach chłopaka pojawił się ogień, przez który zrobiło mi się zimno. Miałam wrażenie, że zaraz mnie uderzy. Tak się jednak nie stało. Jego palce zaczęły delikatnie przesuwać się w stronę policzka, w celu zbadania skóry. Ruchy Austina były pełne subtelności, bez grama nachalności. Uśmiechnęłabym się, gdyby te dłonie należały np. do Justina.
Usłyszałam trzask drzwi wejściowych, na który chłopak przede mną nie zwrócił najmniejszej uwagi. Uporczywie wpatrywał się w moje oczy, co chwilę przerzucając spojrzenie na wargi. Wiedziałam do czego dąży, a świdrujące spojrzenie zielonych tęczówek wcale nie pomagało mi w odtrąceniu. Nie ruszałam się, jakbym była manekinem podczas gdy twarz Austina znajdowała się coraz bliżej mojej.
Wzięłam głęboki oddech, kiedy do pokoju wpadł Justin i James. Widząc zaskoczenie i wściekłość wypisaną na rysach ukochanego, znalazłam siłę, by odtrącić zielonookiego. Wpatrując się w trójkę, która mierzyła siebie nawzajem groźnymi spojrzeniami zachciało mi się śmiać. Mój były chłopak, obecny i domniemany adorator w jednym pomieszczeniu, łypiąc na siebie jak mordercy. Czeska komedia.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć na temat zaistniałej sytuacji, dwójka z nich – James i Justin rzucili się z pięściami na Austina.
- Zostawcie go – krzyknęłam, wiedząc, że jeśli pogorszą jego stan skutki będą ogromne. Miałam złe przeczucia. Słysząc trzask łamanej kości ścierpły mi wszystkie kończyny.
- Proszę was, skończcie do cholery! - Ryknęłam, ciągnąc Justina za koszulkę.
Wreszcie ustąpili, chociaż dopiero po chwili zrozumiałam dlaczego.
Austin leżał nieprzytomny na podłodze.
- Jakimi wy jesteście idiotami – warknęłam, nachylając się nad zielonookim gościem.
- Co z nim teraz zrobimy? - Spytał głupio James.
- Zakopiemy w ogródku? - Zażartował Justin.
- On jest żywy – podkreśliłam ostatnie słowo, poklepując chłopaka po policzkach.
- Może go pocałuj. Wiesz, to pewnie przypadek jak ze „Śpiącej Królewny” - powiedział Justin, a sarkazm można było wyczuć w każdym jego słowie.
- Kpisz sobie?
- No cóż, gdyby nie my, to pewnie teraz baraszkowalibyście w łóżku – nie wiedziałam czy mam traktować jego słowa serio. Kiedy spojrzałam w miodowe oczy Justina wiedziałam, że tym razem nie żartuje. Był wściekły i rozpalony z zazdrości.
- I jak widać, nie macie za grosz wyczucia czasu. - Postanowiłam zirytować go jeszcze bardziej, ciągnąc tę dziecinną grę. - Bo zniszczyliście nam randkę – podsumowałam.
- Czego tu tak stoisz? - Justin warknął na Jamesa. - Idź po zimne, mokre ręczniki – rozkazał. Byłam pewna, że oni też się pokłócą, ale kiedy ten posłusznie wyszedł byłam w szoku.
- Co jest z tobą kurwa nie tak? - Bieber zwrócił się do mnie.
- Ze mną jest coś nie tak? Nikt was nie nauczył, że agresją nic się nie załatwi?! - Krzyknęłam, nie wpatrując się już w twarz Austina. Spojrzenie miałam utkwione w karmelowych oczach Justina.
Zaskoczony rozdziawił usta. Wstałam i z rozlewającą się we krwi adrenaliną podeszłam do niego. Palcem dźgnęłam go w klatkę piersiową,
- Mógłbyś wreszcie schować swoje ego do kieszeni, a swoje łapska wykorzystywać do czegoś pożyteczniejszego? - Wrzałam z wściekłości i przerażenia. Oni tak po prostu pobili Austina do nieprzytomności! Rozumiem, miał wiele za uszami, ale to już była przesada.
- Jeśli oboje nie zrobicie czegoś,
by go ocucić - wezwę policję – skrzyżowałam ramiona na piersi.
Nie odpowiedział, tylko przyklęknął obok poszkodowanego. Po
chwili wrócił James niosąc szmatki.
- To powinno pomóc – stwierdził, kładąc jedną z nich na czole Austina.
- Waszym zdaniem to go obudzi? - Parsknęłam, przechodząc obok. Sięgnęłam do szafeczki z perfumami, by wyjąć flakon, który miał najmocniejszy zapach. Wystarczyło, że przytknęłam jego czubek do nosa chłopaka, by ten zaczął do nas wracać.
- Nareszcie – Justin był wściekły.
- Austin, słyszysz nas? - Spytałam, poklepując go ponownie po twarzy. Rozchylił szerzej powieki. Z jękiem, przytaknął.
- Wiesz gdzie jesteś?
- Wiem, że widzę dwa gówna – oczywistą rzeczą było to, że mówił o Justinie i Jamesie.
- To powinno pomóc – stwierdził, kładąc jedną z nich na czole Austina.
- Waszym zdaniem to go obudzi? - Parsknęłam, przechodząc obok. Sięgnęłam do szafeczki z perfumami, by wyjąć flakon, który miał najmocniejszy zapach. Wystarczyło, że przytknęłam jego czubek do nosa chłopaka, by ten zaczął do nas wracać.
- Nareszcie – Justin był wściekły.
- Austin, słyszysz nas? - Spytałam, poklepując go ponownie po twarzy. Rozchylił szerzej powieki. Z jękiem, przytaknął.
- Wiesz gdzie jesteś?
- Wiem, że widzę dwa gówna – oczywistą rzeczą było to, że mówił o Justinie i Jamesie.
- Nawet nie drgnijcie – szepnęłam,
by ci nie zrobili mu większej krzywdy.
- Zaraz ci oczyszczę te rany – wstałam i podałam mu rękę, by usiadł. Chwilę później chwycił się za głowę.
- Auu, twój pokój wiruje.
- Przytrzymajcie go, by znowu nie zasłabł – rozkazałam, wychodząc do łazienki. Z apteczki zabrałam waciki, wodę utleniającą i plastry.
- Pomóżcie mu wstać i przyprowadźcie go na moje łóżko – zażądałam stanowczo. Scena rozgrywająca się przede mną zaczęła mi naprawdę działać na nerwy. Z niemrawymi minami spełnili moje żądania, dzięki czemu mogłam przeczyścić rany Austina.
- Dalej kręci ci się w głowie? - Spytałam, nachylając się nad jego twarzą i wpatrując w zielone oczy chłopaka.
- Już nie – nim mogłam się odsunąć ten wstał i mnie pocałował. Chwycił mnie za tył głowy, przyciskając moje ciało do swojego. Czekałam tylko aż Justin zareaguje i go ode mnie odciągnie, ale to się nie stało. Austin poczuł się bezpieczniejszy, a jego atak na mnie z każdą chwilą był odważniejszy. Na siłę wcisnął swój język w moje usta, w czasie, gdy ja próbowałam za wszelką cenę się od niego oderwać. Chwycił mnie w biodrach, uniemożliwiając mi większe ruchy. Całe szczęście – miałam silne ramiona i udało mi się go popchnąć, celując w okolicach mostka.
- Zwariowałeś?! - Krzyknęłam, rozglądając się dookoła. Myślałam, że zasłabnę, spostrzegając, że nie ma przy mnie ani Justina ani Jamesa. Gdzie oni się podziali? Nie zastanawiając się, pobiegłam do drzwi.
Zatrzymałam ich chwilę przed wyjściem z domu.
- Gdzie wy idziecie?! - Złapałam się za pulsującą głowę. Miałam dość wszystkiego.
- Wolimy wam nie przeszkadzać – dogryzł Justin. Przewróciłam oczami.
- Nie przesadzaj, do niczego poważnego między nami nie doszło.
- Właśnie widzieliśmy – ze schodów zszedł Austin, dzięki czemu usłyszał słowa Jamesa.
- Oj, dwóch zazdrosnych patałachów – wybuchnął śmiechem, schodząc z ostatniego schodka.
- Daj już do cholery spokój – warknęłam. Zieloonoki nie mówiąc już nic, po prostu wyszedł.
- Chyba mnie nie zostawicie – szepnęłam, czując jakby całe powietrze ze mnie uszło.
- Nie, ale pod jednym warunkiem – Justin nie odrywał ode mnie wzroku. Nieśmiało przytaknęłam, oczekując na jego słowa.
- Musimy zamieszkać z tobą, by nie dopuścić do kolejnych takich sytuacji.
Zamarłam.
- Zaraz ci oczyszczę te rany – wstałam i podałam mu rękę, by usiadł. Chwilę później chwycił się za głowę.
- Auu, twój pokój wiruje.
- Przytrzymajcie go, by znowu nie zasłabł – rozkazałam, wychodząc do łazienki. Z apteczki zabrałam waciki, wodę utleniającą i plastry.
- Pomóżcie mu wstać i przyprowadźcie go na moje łóżko – zażądałam stanowczo. Scena rozgrywająca się przede mną zaczęła mi naprawdę działać na nerwy. Z niemrawymi minami spełnili moje żądania, dzięki czemu mogłam przeczyścić rany Austina.
- Dalej kręci ci się w głowie? - Spytałam, nachylając się nad jego twarzą i wpatrując w zielone oczy chłopaka.
- Już nie – nim mogłam się odsunąć ten wstał i mnie pocałował. Chwycił mnie za tył głowy, przyciskając moje ciało do swojego. Czekałam tylko aż Justin zareaguje i go ode mnie odciągnie, ale to się nie stało. Austin poczuł się bezpieczniejszy, a jego atak na mnie z każdą chwilą był odważniejszy. Na siłę wcisnął swój język w moje usta, w czasie, gdy ja próbowałam za wszelką cenę się od niego oderwać. Chwycił mnie w biodrach, uniemożliwiając mi większe ruchy. Całe szczęście – miałam silne ramiona i udało mi się go popchnąć, celując w okolicach mostka.
- Zwariowałeś?! - Krzyknęłam, rozglądając się dookoła. Myślałam, że zasłabnę, spostrzegając, że nie ma przy mnie ani Justina ani Jamesa. Gdzie oni się podziali? Nie zastanawiając się, pobiegłam do drzwi.
Zatrzymałam ich chwilę przed wyjściem z domu.
- Gdzie wy idziecie?! - Złapałam się za pulsującą głowę. Miałam dość wszystkiego.
- Wolimy wam nie przeszkadzać – dogryzł Justin. Przewróciłam oczami.
- Nie przesadzaj, do niczego poważnego między nami nie doszło.
- Właśnie widzieliśmy – ze schodów zszedł Austin, dzięki czemu usłyszał słowa Jamesa.
- Oj, dwóch zazdrosnych patałachów – wybuchnął śmiechem, schodząc z ostatniego schodka.
- Daj już do cholery spokój – warknęłam. Zieloonoki nie mówiąc już nic, po prostu wyszedł.
- Chyba mnie nie zostawicie – szepnęłam, czując jakby całe powietrze ze mnie uszło.
- Nie, ale pod jednym warunkiem – Justin nie odrywał ode mnie wzroku. Nieśmiało przytaknęłam, oczekując na jego słowa.
- Musimy zamieszkać z tobą, by nie dopuścić do kolejnych takich sytuacji.
Zamarłam.
I co ja miałam zrobić?
____
Dotrzymuję słowa - rozdziały pojawiają się raz w tygodniu i nawet nie wiecie jaką satysfakcję mi to sprawia. :) Komentujcie, bo kocham Wasze spekulacje. :D Dziś postaram się odpisać na WSZYSTKIE pytania zadane pod rozdziałem - odnośnie mnie czy samego opowiadania. ;)
Do następnego, moi mili! xx
Much love.
____
Dotrzymuję słowa - rozdziały pojawiają się raz w tygodniu i nawet nie wiecie jaką satysfakcję mi to sprawia. :) Komentujcie, bo kocham Wasze spekulacje. :D Dziś postaram się odpisać na WSZYSTKIE pytania zadane pod rozdziałem - odnośnie mnie czy samego opowiadania. ;)
Do następnego, moi mili! xx
Much love.
fajny
OdpowiedzUsuńBędzie trójkącik B)) Hehe xd. Oczywiście żartuję :D.
OdpowiedzUsuńRozdział, suuperrrr :D :D
Czekam z niecierpliwością na kolejny :D
super rozdział :) czekam na nast.
OdpowiedzUsuńWow *-* ciekawe czy się zgodzi... mam nadzieję że tak :D Hmmm i ciekawe gdzie Justin będzie spał... xd Czekam na nexta <3
OdpowiedzUsuńMeeeeeega *-* :D
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się następnego ;))
o lol Justin zachowuje się jak CHUJ ; o sorry za słownictwo, ale taka prawda ; o
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Kate się zgodzi....a przynajmniej aby sam Justin się do niej wprowadził. Ta cała akcja z Austinem bardzo dobra. Świetny jest ten rozdział. ;)
OdpowiedzUsuńczekam na nn ♥
zapraszam do mnie
fuck-everything-im-belieber.bloblo.pl
Ale akcja :D jestem pod wrażeniem :) juz sie nie moge doczekac nn :*
OdpowiedzUsuńJAK JA NIENAWIDZĘ TEGO AUSTINA XD ALE I TAK CIEKAWIE
OdpowiedzUsuńLol jak Justin mogl nie zareagować
OdpowiedzUsuńUwielbiam to jak piszesz ❤
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy się zgodzi
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak, chociaż może być to co najmniej krępujące mieszkać pod jednym dachem z byłym i obecnym chłopakiem:')
Nie mogę się doczekać nn!
three-months.blogspot.com
Wow, genialne.
OdpowiedzUsuńAle Justin zazdrosny! Jaaa! :D
OdpowiedzUsuń