15.08.2015

026. Through the fire we're born again.

Justin's POV:
- Córciu, zbudź się, błagam. Kochanie... - To były ostatnie słowa, które usłyszałem, zanim wyszedłem z pokoju szpitalnego. Kate znowu tu trafiła i zdążyła być już raz reanimowana. Ja, jej matka, Kim i James od dwóch dni nie ruszyliśmy się poza teren obiektu, by razem wspierać się w tych trudnych chwilach. Nie było innej możliwości. Moja ukochana musiała wyzdrowieć.
- Doktorze Dollet – zaczepiłem starszego mężczyznę w kitlu, przechodzącego przez korytarz. W dłoni trzymał teczkę, w której treść był zaczytany. Spojrzał na mnie zaciekawiony. Bystrość, wypełniająca jego oczy była dla mnie porażająca.
- Słucham, młody chłopcze? - Zatrzymał się. Czułem jak jego niebieskie oczy analizują moją postać. Musiał mieć mnie naprawdę dość.
- Ja znowu w sprawie Kate.
- Ahh, to ta moja młoda pacjentka? Z uszkodzoną zastawką serca? - Pytał, chociaż oboje wiedzieliśmy, że tak, bo tylko o nią pytałem. Bezustannie. Przytaknąłem, przełykając ślinę. Nienawidziłem faktu, że akurat ona musiała być tak poważnie chora.
- W rzeczy samej. Może mi doktor powiedzieć dlaczego ona nadal nie odzyskała przytomności?
- Podaliśmy jej silne leki tuż po odzyskaniu oddechu i miarowego bicia serca. Właśnie dostałem wyniki badań. Muszę powiedzieć, że...
- Niech pan poczeka, pójdę po resztę rodziny, żebyśmy wszyscy mogli to usłyszeć, dobrze? - Według ekipy szpitalnej jestem narzeczonym Kate. Inaczej nie dopuściliby mnie do niej. Bez czekania po prostu wróciłem do pokoju, zabierając stamtąd roztrzęsioną matkę, Kim i zaspanego Jamesa. Mój przyjaciel nie spał odkąd dziewczyna trafiła do szpitala. Ja zresztą też nie. Oboje wyglądaliśmy jak obraz nędzy i rozpaczy z wielkimi worami pod oczami.
- Pełen komplet – skomentowałem, zatrzymując się przed lekarzem.
- Po raz kolejny mówię, że właśnie dostałem wyniki Kate i nie wyglądają za ciekawie. Powiedziałbym, że nawet...
- Niech pan nie przeciąga, panie doktorze – szepnęła rozgoryczona kobieta. Martwiła się o córkę, mimo że ostatnio się ze sobą nie kontaktowały. Od razu po dotarciu tu powiadomiłem ją. Prawie natychmiast zarezerwowała lot i kilka godzin później była na miejscu, z nami. Jej oczy tamtego dnia były mętniejsze, a skóra na twarzy bledsza niż zwykle. Zmarszczyłem czoło. Dopiero w szpitalnym korytarzu, podczas rozmowy z doktorem dostrzegłem jak zmarniała.
- Katherine potrzebna będzie operacja – stwierdził lekarz, przerzucając wzrok kolejno na każdego z nas. - Jej zastawka jest w opłakanym stanie, ale oprócz tego ma problem z prawą komorą serca. Powinna się na dniach obudzić, ale nie przeżyje długo bez nowego serca.
Wszyscy zamilkliśmy.
Każdy z nas wiedział, jak trudne jest pozyskanie tego organu.
Prawie natychmiast spojrzałem kątem oka na matkę Kate.
Zamknęła na chwilę powieki, by po chwili wybuchnąć głośnym płaczem. Atmosfera między nami jeszcze bardziej zgęstniała od nadmiaru smutku i goryczy.
James obrócił się na pięcie i wybiegł.
Kim chwyciła moją dłoń.
- Biegnij za nim, ja się zajmę mamą Katie. - Jak dobrze, że moja przyjaciółka była tam z nami. Nie wiem czy poradziłbym sobie z emocjami, gdyby jej zabrakło.
Przytaknąłem głową w stronę lekarza, na znak pożegnania i tak jak radziła blondynka, podążyłem za przyjacielem.
Na całe szczęście nie uciekł za daleko.
Znalazłem go, gdy siedział skulony na ostatnim schodku.
Płakał, z nogami podciągniętymi pod brodę.
- Jay – szepnąłem, siadając obok. Spojrzał na mnie swoimi przekrwionymi oczami. Wyglądał jakby miał niedługo umrzeć.
- Ona nie może... To nie może się dziać.
- Nie stanie się, ale nie możesz w to wątpić, chłopie – próbowałem sam siebie pocieszyć, chociaż wiedziałem, że istnieje możliwość... Nie, nie mogłem o tym nawet myśleć.
- Niech się obudzi, niech będzie z tobą, niech będzie szczęśliwa, ale błagam, Kate musi przeżyć – po usłyszeniu tych słów, upewniły mnie jedynie, że naprawdę odzyskałem przyjaciela.
- Chodź, bo może się w każdej chwili obudzić – nie protestował. W milczeniu podniósł się i razem wróciliśmy do sali.
Czekała nas tam niemiła niespodzianka.
Bo oprócz Kim i matki Kate, siedzieli tam również dwaj policjanci.
- Musimy was zabrać – nawet się nie przedstawili. Po prostu podeszli i zapieli nas w kajdanki. Poczułem się wtedy naprawdę gównianie. Nie dość, że zmuszony zostałem do wyjścia ze szpitala, kiedy była w nim nadal Kate to jeszcze jako przestępca.
- Przecież kaucja została wpłacona w dniu zgłoszenia oskarżenia – odezwałem się. Nie mogłem zostawić tak tego, bez protestu.
- Kaucja nie zwalnia was z odpowiedzialności. Dzisiaj dotarła na komisariat odpowiedź prokuratury, według której mamy was przenieść do aresztu na czas przed rozprawą.
Spojrzałem na Kim, która spoglądała ze złością na policjantów.
Starsza kobieta siedziała przy łóżku swojej córki.
Spojrzałem na obie.
I poczułem wszechogarniającą mnie rozpacz.
To nie może się tak skończyć.
Jedyne co pamiętam z czasu przejazdu do komisariatu to ciągłe myślenie o dziewczynie, którą musiałem zostawić, mimo jej tragicznego stanu.
Razem z Jamesem trafiliśmy do osobnych, sąsiadujących ze sobą celi.
I co wieczór, każdy z nas modlił się na głos o to, by wszystko skończyło się szczęśliwie.
Ja, słysząc nasze wzmocnione szepty, miałem nadzieję, że dzięki tym podwójnym błaganiom Kate faktycznie zostanie uratowana.
Bo jeśli nie, to nie wiem co się ze mną stanie.
*
Kim's POV:
Kiedy Justin i James opuścili szpital, wiedziałam, że zostałam jedyną osobą, na której polegać mogła matka Kate. Nie spuszczałam jej z oczu przez cały ten czas. Mimo, że nie rozmawiałyśmy ze sobą, wiedziałam, że czuje się lepiej, kiedy z nią jestem. Nie czuła się osamotniona w całym swoim smutku.
- Kim, prawda? - Usłyszałam dzień po „odejściu” chłopaków. Przytaknęłam, zaskoczona jej nagłą chęcią rozmowy.
- Tak – dodałam, łapiąc z kobietą kontakt wzrokowy.
- Kate cię zna?
- Tak, dużo pomagałam jej i Justinowi podczas kryzysów – posłałam w jej kierunku drobny uśmiech. Niezmiernie cieszyłam się z tego, że kobieta nareszcie się otworzyła i postanowiła ze mną porozmawiać.
- W takim razie dobrze, że cię mają. Są wspaniałą parą i szkoda, gdyby coś miało ich rozdzielić – westchnęła pod nosem, chwytając dłoń córki. Z każdą chwilą coraz trudniej było mi patrzeć na ból, który ta kobieta odczuwała.
- Wszystko będzie dobrze – szepnęłam, dostawiając sobie jedno z krzeseł tuż obok matki Kate. Spojrzałam na nią, mając wielką ochotę się rozpłakać.
- Ona musi przeżyć – usłyszałam, a stanowczy i wręcz groźny głos kobiety wywołał u mnie ciarki.
- Ona potrzebuje czasu – zamknęłam oczy. Nie potrafiłam bez płaczu patrzeć na blade, wyniszczone ciało Kate.
- Idę stąd – i nim się obejrzałam, matka dziewczyny przepchnęła się obok mnie, kierując się w stronę drzwi. Wpatrując się w jej plecy, udało mi się chwycić dłoń dziewczyny. Czyżby mi się wydawało, że jej palce się poruszyły?
- Niech pani poczeka! - Krzyknęłam, kiedy ta stała na progu pokoju. - Ona się chyba budzi – dodałam szeptem, wpatrując się w drżące powieki Kate.
- Córeczko – natychmiast cofnęła się, by stanąć przy krawędzi łóżka. Nie mrugała, wpatrzona w ciało swojej córki. - Wróć do nas.
- Jeśli nas zostawisz zabierzesz ze sobą mojego przyjaciela. Nie możesz tego zrobić, Justinowi. On cię kocha – zaczęłam bełkotać bez ładu i składu, mając nadzieję, że pojedyncze słowa takie jak „Justin” dotrą do niej.
Czułam jakby minęły lata świetlne zanim rozchyliła powieki.
Kiedy to już zrobiła poczułam ogromną ulgę.
Nim którakolwiek mogła zareagować, dziewczyna zwymiotowała wprost na szpitalną pościel.
Do pokoju wpadł lekarz, a za nim trzy pielęgniarki.
Medyczne przyrządy nagle zaczęły szaleć.
Wszystko działo się tak szybko.
*
- Co pan chce powiedzieć przez „podczas badań nam coś umknęło”? - Warknęłam, nie wierząc w jego brak profesjonalizmu.
- Nie robiliśmy USG, a badania krwi były w innym celu.
Kate nic nie mówiła, leżąc jak kłoda i wpatrując się w nas swoimi ledwie otwartymi oczyma.
- Do czego zmierzamy? - Tym razem odezwała się matka.
- Do tego, że moja pacjentka, Katherine spodziewa się dziecka. To dopiero początkowy etap. Zapłodnienie miało miejsce kilka lub kilkanaście dni temu.
Ziemia praktycznie osunęła mi się spod stóp.
Czy to znaczy, że Justin będzie ojcem?
I czy dziecko przypadkiem nie przeszkodzi podczas operacji serca, jeśli do niej dojdzie?
*
- Słyszałaś co powiedział doktor? - Spytałam natychmiast, siadając przy łóżku Kate.
Dziewczyna przeniosła na mnie wzrok.
- Mam trzy pytania.
Przytaknęłam, czekając na to co ma do powiedzenia.
- Gdzie jest Justin?
- Kate... - Przerwała mi.
- Co ona tutaj robi? - Wskazała ruchem głowy na własną matkę, po raz kolejny nie oczekując natychmiastowej odpowiedzi.
- I ostatnie. Kim, czy ja umieram?
Zadrżałam.
Co ja miałam jej wtedy powiedzieć?
____________
Nie ma dla mnie usprawiedliwienia. Dajcie mi po prostu skończyć to opowiadanie, bo naprawdę je pokochałam.
x WW.

14 komentarzy:

  1. Oo ciąża ;d jest cudowne i niech się nigdy nie skonczy.msm nadzieje ze nie umrze ani dziecko ani kate podczas operacji...

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. :* Mam nadzieje, że to będzie dziecko Justina. :) Dziekuję, że mimo wszystko jesteś nadal z nami. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże. To jest boskie. :* Ona nie może umrzeć, nie możesz nam tego zrobić. <3 Kocham to opowiadanie i to jak piszesz. :-* Kiedy następny.? <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku ;o pisz dalej, to musi skonczyc sie dobrze :c

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz to się namieszało :(
    Czekam na dalszy ciąg tej historii - jak narazie tragicznej historii :'(
    Oby wszystko się ułożyło :)
    Pozdrawiam i życzę weny twórczej ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję że to piszesz! Jestem uzależniona od czytania tak cudownych tekstów. Naprawde genialne! Pozdrawiam, i zycze dalszych sukcesów! mam nadzieję że będe mogła dalej czytać Twoje teksty! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest takie super, ze nie chce konca. <3
    Oby wszystko sie ułożyło :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
    Oby następny rozdział był już szczęśliwszy i dłuższy

    OdpowiedzUsuń
  9. OMG wiedziałam że będzie w ciąży i coś kręci z tym okresem :*
    Już nie mogę doczekać się następnego..

    OdpowiedzUsuń
  10. Zakończ to opowiadanie nie ma sensu zmuszać nas, zeby czekać tyle na rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt Ci nie każe czekać. ;) Wrócę tu, kiedy uznam to za stosowne. Aktualnie nie mam ani czasu, ani weny ani niczego, co mogłoby zmobilizować mnie do dalszego prowadzenia bloga. Zresztą, sami się niedługo przekonacie jak zobaczycie moją książkę na wystawach w księgarniach. :)
      I nawet nie będę przepraszać za moją nieobecność, bo tak naprawdę nie czuję się winna. Zrobiłam to, co zrobić musiałam, by osiągnąć oczekiwany rezultat.
      Miłego dnia x

      Usuń