PRZEPRASZAM NAJMOCNIEJ, PRACA W
RESAURACJI TO NAPRAWDĘ NIE PRZELEWKI. Każdego dnia zaczynam ok.
12/13, a kończę o 22 i po powrocie do domu nie mam na nic siły,
dlatego też nie miałam czasu na napisanie rozdziału. Zresztą, nie
miałam na nic czasu.
Ale mam dziś wolne, więc się za niego zabrałam! Miłego czytania x
________________
Kate's POV:
Wpatrywałam się uważnie w zadowoloną twarz Austina. Nie potrafiłam uwierzyć w jego bezczelność.
- W życiu się z tobą więcej nie prześpię. - Stanowczo powiedziałam, odzyskując siłę we wszystkich kończynach. - A jeśli jeszcze raz tu przyjdziesz będziesz musiał i mnie podać na policję – popchnęłam go w stronę drzwi, mając nadzieję, że wyjdzie. Był wyraźnie zaskoczony moją odmową. Ja natomiast byłam zdziwiona jak mógł sądzić, że się na to wszystko zgodzę. - Wypad, albo sama zadzwonię po psy – i nim powiedziałam coś jeszcze, on tak po prostu wybiegł. Czułam jednak, że ta groźba nie powstrzyma kłopotów, które na nas wręcz spływały.
Westchnęłam.
Ciekawe jak zareaguje Justin, gdy dowie się o tym, co właśnie się stało.
*
Justin's POV:
- Jeśli tam jest to przysięgam, że zabiję go własnymi rękoma – już chciałem wbiec do baru, przed którym staliśmy wraz z Kim, jednak ta mnie zatrzymała.
- Justin, kretynie, nie możesz się na niego rzucić.
- Bo?
- Bo ja tak mówię, a wiesz, że zawsze mam rację. - Chwyciła krawędź mojej koszulki i po prostu pociągnęła mnie w stronę lokalu. Okej?
- Jesteś szalona.
*
Od razu po wejściu zacząłem rozglądać się za Jamesem. Wiedziałem, że jeśli tu był, nie mógł mi uciec. Musiałem go złapać.
Moje spojrzenie zatrzymało się na ludziach tuż przy ladzie. Na jednym z wysokich stołków siedział nie kto inny, a właśnie mój były przyjaciel. I się, gnoju doczekałeś.
Nie podbiegłem do niego, jak radziła Kim, chociaż miałem przemożną ochotę. Trzymając dziewczynę pod ramię spokojnie podszedłem do mężczyzny. Stanąłem za nim, w takiej odległości, by bez przeszkód nachylić się nad jego uchem.
- I widzisz? Nie udało ci się uciec – szepnąłem. Poczułem jak od razu się napiął, ale zamiast uciec, okręcił się w moją stronę i spojrzał na mnie dziwnym spojrzeniem. Czyżbym widział w jego oczach skruchę?
- Myślałem, że ci się nie uda mnie znaleźć – brzmiał zaskakująco pozytywnie. I nie potrafiłem zrozumieć dlaczego?
- Brzmisz, jakbyś się cieszył, że cię znaleźliśmy – Kim uśmiechnęła się w stronę szatyna. Szyderczo, jednak był to ewidentnie uśmiech.
- Bo tak jest. Nie byłem na tyle odważny, by sam się zgłosić na policję, więc pozostało mi jedynie czekać aż mnie odnajdziesz.
- Słucham? - Poczułem się zbity z tropu. - Chcesz odpowiedzieć za to, co zrobiłeś Megan?
- Zasługuję na więzienie, ale nie żałuję tego. Dziewczynie się zasłużyło. Nigdy nie powinna próbować zagrażać Kate. - I nagle poczułem względem niego współczucie. Dążyliśmy oboje do tego samego. Kochaliśmy Katie i chcieliśmy dla niej wszystkiego, co najlepsze .Zrobiło mi się ciepło w sercu. Nadal był moim kumplem. Zbłądził, ale wiedziałem, że kiedyś to jemu najbardziej ufałem.
Przyglądałem mu się uważnie, by zbadać jego zachowanie. Może mnie podpuszczał? Może tak naprawdę szukał okazji do ucieczki?
- Nie wiem co mam powiedzieć.
- Nic, po prostu mnie stąd zabierz i jedźmy na komisariat – James wyciągnął przed siebie ramiona, jakby oczekiwał ode mnie, że zapnę go w kajdanki. Tak się jednak nie stało. Po prostu ruszyłem w stronę wyjścia, na chwilę oglądając się za siebie czy z pewnością idziemy w trójkę.
Tak było.
*
- Jesteś gotowy? - Spytałem Jaya, wysiadając z taksówki.
- Nigdy nie będę – odpowiedział, spojrzenie mając utkwione we własnych butach.
- Dasz radę. - Próbowała pokrzepić go Kim. W końcu całą naszą trójkę dużo łączyło w przeszłości.
- Cieszę się, że chociaż ty we mnie wierzysz.
- Stary, ja też wiem, że dasz radę. Pamiętaj, to wszystko dla Kate – podszedłem bliżej
i poklepałem go po plecach. Zaskoczony, posłał w moją stronę mały uśmiech. Szkoda, że dopiero teraz wszystko wracało do normy. Cieszyłbym się, gdyby dało się naszą przyjaźń uratować. Było już jednak za późno. Jamesa czekał wyrok, a mnie przyszłość z Kate.
*
- Dzień dobry – odezwałem się, gdy podszedł do nas komendant. Nie mogłem patrzeć na jego pieprzony wąs, który tak denerwował mnie podczas przesłuchania.
- Czyżbyś się za tym miejscem stęsknił, młody człowieku? - Zaśmiał się, bacznie obserwując naszą trójkę.
- To ja skrzywdziłem Megan – odezwał się James, wychodząc przed szereg. Zaniemówiłem, czekając na reakcję policjanta.
- Zraniłem Megan Firch. - Powtórzył, oddychając głęboko.
- I co z tego? - Spytał wąsaty mężczyzna.
Moja szczęka w tamtej chwili wylądowała najprawdopodobniej w piwnicy.
Czy ja się przesłyszałem?
- Powinienem chyba ponieść jakieś konsekwencje? - Głos Jamesa brzmiał, jakby był on równie zaskoczony co ja.
- Nie, jeśli ofiara nie wniosła oskarżenia, a tak się właśnie stało. Megan nie starała się pociągnąć cię do jakiejkolwiek odpowiedzialności.
Nie wierzyłem własnym uszom.
Mój były przyjaciel obrócił się do mnie z szeroko rozdziawionymi ustami.
- Czyli nie pójdzie do więzienia? - Spytałem, by się upewnić.
Funkcjonariusz jedynie pokręcił głową.
I zanim się obejrzałem, oboje trwaliśmy w braterskim uścisku na środku komisariatu.
Mój były przyjaciel przestał być byłym.
*
- Nadal nie wierzę, że ona po prostu nie wniosła oskarżenia – powiedział James, gdy wysiedliśmy w trójkę przed domem Kate.
Domyślałem się dlaczego tak zrobiła i byłem pewien, że oni też wiedzieli. Megan za bardzo kochała Jamesa, by nawet w takiej sytuacji wsadzić go do więzienia. I chociaż wiedziałem, że jest on w pewnych chwilach wyjątkowo egoistyczny, wtedy zżerały go wyrzuty sumienia, które tak próbował ukryć.
Bez pukania wszedłem do domu, a za mną reszta.
- Kate – zawołałem od progu. Przeszliśmy wszyscy do kuchni, w której znajdowała się dziewczyna. Stała odwrócona do nas plecami, krojąc coś na blacie.
- Kochanie – słysząc mój głos aż podskoczyła. Podszedłem do niej, obejmując ją od razu ramionami w pasie. - Coś jest nie tak? - Szepnąłem wprost do jej ucha. Wiedziałem, że pokłóciliśmy się kilka godzin temu, ale wiedziałem, że takie sprzeczki jedynie umacniają nas związek. To dzięki nim poznajemy siebie jeszcze dogłębniej. Zacząłem martwić się o dziewczynę ze względu na jej reakcję. Obróciła się w moją stronę, dzięki czemu zobaczyłem jej zaszklone oczy. Zanim spytałem o cokolwiek ona pisnęła na widok Jamesa.
- Co on tu robi? - Spytała roztrzęsiona. Przesunąłem się. Cała nasza trójka wpatrywała się w nią z osłupieniem. Wyglądała na przerażoną. Czy to wszystko wina jej byłego chłopaka?
- Kate, spokojnie, wszystko ci wytłumaczymy – byłem wdzięczny Kim za szybką reakcję. Dziewczyna od razu podeszła do mojej ukochanej i objęła ją w pasie ramieniem.
- Usiądź, a wszystko ci wyjaśnimy. - Stwierdził James. W milczeniu wszyscy zajęliśmy miejsca przy wyspie kuchennej. Usiadłem obok Kate, by móc jej dotknąć i wesprzeć. Wiedziałem, że ostatnie dni były dla niej męczarnią.
- Dlaczego tu jesteś? - Szepnęła, nie odrywając wzroku od Jamesa.
- Musisz najpierw zrozumieć, że zrobiłem to dla ciebie. Nie mogłem patrzeć jak cierpisz przez tę chorą sukę. Miałem okazję, by ją ukarać, więc bez zawahania postąpiłem tak jak postąpiłem. I chcę powiedzieć, że nigdy w świecie bym tego nie cofnął. Megan jest zagrożeniem dla nas wszystkich. Nie możesz temu zaprzeczyć, prawda? - Nie czekał na jej odpowiedź. Mówił jakby już dawno miał to poukładane w głowie i tylko czekał na odpowiedni moment, by powiedzieć co mu na sercu leżało. - Ostatnie dni spędziłam w pubie, o którym Justin już kiedyś ode mnie słyszał. Miałem nadzieję, że mnie tam znajdzie i zrobi to, na co sam nie miałem odwagi. Zabierze mnie na komisariat.
*
Kate's POV:
Uważnie słuchałam słów Jamesa, bo wiedziałam, że niedługo sama będę musiała powiedzieć o zajściu z Austinem.
- I to dzisiaj zrobiliśmy. Tylko, że...
- Tylko, że co? - Warknęłam. - Dlaczego nadal tu jesteś?! Już dawno powinni cię zamknąć! Przez ciebie ja i Justin wylądowaliśmy w areszcie na dwa dni, a ty masz czelność przychodzić do mojego domu?!
- Kate, kochanie – usłyszałam głos Justina, ale zignorowałam go.
- Nie kochaniuj mi tu!
- Megan nie wniosła oskarżenia – nie wierzyłam w to. Po prostu...
- Nie mogłaby tego zrobić. - Szepnęłam.
- A jednak, zrobiła. - Tym razem do rozmowy włączyła się Kim. - Ale wszyscy wiemy dlaczego. Po prostu cię cholernie kocha, James. - I zapadła między nami grobowa cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć.
- Jeśli tak zrobiła, musiała mieć jakiś powód. Jej sprawa. Interesuje mnie teraz bardziej dlaczego wy oboje nie rzucacie się sobie do gardeł? - Przerzucałam spojrzenie z Jamesa na Justina, oczekując wiarygodnej odpowiedzi. Żaden z nich nie był skory do powiedzenia choćby słowa.
- Znów są przyjaciółmi – odezwała się ponownie blondynka. - Wiesz jak to jest... Są takie wydarzenia, które – przeżyte wspólnie – muszą się zakończyć przyjaźnią. Tęsknili za sobą, ale ty im w tym wszystkim przeszkadzałaś. Teraz twoje bezpieczeństwo i dobro jest ich wspólnym celem.
- Przeszkadzałam, powiadasz? - Poczułam gdzieś w środku zalążek ognia. Czemu nagle wszyscy zaczęli mnie tak cholernie denerwować?
- Ojoj, maleńka czyżbyś miała TE dni? Okres?
- Kim, zamknij się – obronił mnie Justin, lekko przytakując głową na potwierdzenie słów przyjaciółki.
- Wiecie co? Też mam dla was newsa – sarkastycznie się uśmiechnęłam, wiedząc, że kiedyś musiałam im to powiedzieć. Wszyscy wpatrywali się we mnie z zaciekawieniem. James z dodatkową skruchą.
- Dzisiaj był tu Austin – dwójka mężczyzn z towarzystwa jak na zawołanie podniosła się z krzeseł, przy okazji zrzucając je na podłogę. Byli czerwoni ze złości.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Wstałam z krzesła. Nawet nie zdążyłam zrobić kroku, gdy w kuchni pojawił się wcześniej wspomniany zielonooki, a tuż za nim dwójka napakowanych policjantów.
- Mówiłem, że wrócę? - Powiedział chłopak, a ja nagle poczułam, że tracę grunt pod nogami.
*
Justin's POV:
- Dzwońcie kurwa po karetkę! - Warknąłem, pochylając się nad Kate. - Ona ma chore serce!
_____________________________________________
Ale mam dziś wolne, więc się za niego zabrałam! Miłego czytania x
________________
Kate's POV:
Wpatrywałam się uważnie w zadowoloną twarz Austina. Nie potrafiłam uwierzyć w jego bezczelność.
- W życiu się z tobą więcej nie prześpię. - Stanowczo powiedziałam, odzyskując siłę we wszystkich kończynach. - A jeśli jeszcze raz tu przyjdziesz będziesz musiał i mnie podać na policję – popchnęłam go w stronę drzwi, mając nadzieję, że wyjdzie. Był wyraźnie zaskoczony moją odmową. Ja natomiast byłam zdziwiona jak mógł sądzić, że się na to wszystko zgodzę. - Wypad, albo sama zadzwonię po psy – i nim powiedziałam coś jeszcze, on tak po prostu wybiegł. Czułam jednak, że ta groźba nie powstrzyma kłopotów, które na nas wręcz spływały.
Westchnęłam.
Ciekawe jak zareaguje Justin, gdy dowie się o tym, co właśnie się stało.
*
Justin's POV:
- Jeśli tam jest to przysięgam, że zabiję go własnymi rękoma – już chciałem wbiec do baru, przed którym staliśmy wraz z Kim, jednak ta mnie zatrzymała.
- Justin, kretynie, nie możesz się na niego rzucić.
- Bo?
- Bo ja tak mówię, a wiesz, że zawsze mam rację. - Chwyciła krawędź mojej koszulki i po prostu pociągnęła mnie w stronę lokalu. Okej?
- Jesteś szalona.
*
Od razu po wejściu zacząłem rozglądać się za Jamesem. Wiedziałem, że jeśli tu był, nie mógł mi uciec. Musiałem go złapać.
Moje spojrzenie zatrzymało się na ludziach tuż przy ladzie. Na jednym z wysokich stołków siedział nie kto inny, a właśnie mój były przyjaciel. I się, gnoju doczekałeś.
Nie podbiegłem do niego, jak radziła Kim, chociaż miałem przemożną ochotę. Trzymając dziewczynę pod ramię spokojnie podszedłem do mężczyzny. Stanąłem za nim, w takiej odległości, by bez przeszkód nachylić się nad jego uchem.
- I widzisz? Nie udało ci się uciec – szepnąłem. Poczułem jak od razu się napiął, ale zamiast uciec, okręcił się w moją stronę i spojrzał na mnie dziwnym spojrzeniem. Czyżbym widział w jego oczach skruchę?
- Myślałem, że ci się nie uda mnie znaleźć – brzmiał zaskakująco pozytywnie. I nie potrafiłem zrozumieć dlaczego?
- Brzmisz, jakbyś się cieszył, że cię znaleźliśmy – Kim uśmiechnęła się w stronę szatyna. Szyderczo, jednak był to ewidentnie uśmiech.
- Bo tak jest. Nie byłem na tyle odważny, by sam się zgłosić na policję, więc pozostało mi jedynie czekać aż mnie odnajdziesz.
- Słucham? - Poczułem się zbity z tropu. - Chcesz odpowiedzieć za to, co zrobiłeś Megan?
- Zasługuję na więzienie, ale nie żałuję tego. Dziewczynie się zasłużyło. Nigdy nie powinna próbować zagrażać Kate. - I nagle poczułem względem niego współczucie. Dążyliśmy oboje do tego samego. Kochaliśmy Katie i chcieliśmy dla niej wszystkiego, co najlepsze .Zrobiło mi się ciepło w sercu. Nadal był moim kumplem. Zbłądził, ale wiedziałem, że kiedyś to jemu najbardziej ufałem.
Przyglądałem mu się uważnie, by zbadać jego zachowanie. Może mnie podpuszczał? Może tak naprawdę szukał okazji do ucieczki?
- Nie wiem co mam powiedzieć.
- Nic, po prostu mnie stąd zabierz i jedźmy na komisariat – James wyciągnął przed siebie ramiona, jakby oczekiwał ode mnie, że zapnę go w kajdanki. Tak się jednak nie stało. Po prostu ruszyłem w stronę wyjścia, na chwilę oglądając się za siebie czy z pewnością idziemy w trójkę.
Tak było.
*
- Jesteś gotowy? - Spytałem Jaya, wysiadając z taksówki.
- Nigdy nie będę – odpowiedział, spojrzenie mając utkwione we własnych butach.
- Dasz radę. - Próbowała pokrzepić go Kim. W końcu całą naszą trójkę dużo łączyło w przeszłości.
- Cieszę się, że chociaż ty we mnie wierzysz.
- Stary, ja też wiem, że dasz radę. Pamiętaj, to wszystko dla Kate – podszedłem bliżej
i poklepałem go po plecach. Zaskoczony, posłał w moją stronę mały uśmiech. Szkoda, że dopiero teraz wszystko wracało do normy. Cieszyłbym się, gdyby dało się naszą przyjaźń uratować. Było już jednak za późno. Jamesa czekał wyrok, a mnie przyszłość z Kate.
*
- Dzień dobry – odezwałem się, gdy podszedł do nas komendant. Nie mogłem patrzeć na jego pieprzony wąs, który tak denerwował mnie podczas przesłuchania.
- Czyżbyś się za tym miejscem stęsknił, młody człowieku? - Zaśmiał się, bacznie obserwując naszą trójkę.
- To ja skrzywdziłem Megan – odezwał się James, wychodząc przed szereg. Zaniemówiłem, czekając na reakcję policjanta.
- Zraniłem Megan Firch. - Powtórzył, oddychając głęboko.
- I co z tego? - Spytał wąsaty mężczyzna.
Moja szczęka w tamtej chwili wylądowała najprawdopodobniej w piwnicy.
Czy ja się przesłyszałem?
- Powinienem chyba ponieść jakieś konsekwencje? - Głos Jamesa brzmiał, jakby był on równie zaskoczony co ja.
- Nie, jeśli ofiara nie wniosła oskarżenia, a tak się właśnie stało. Megan nie starała się pociągnąć cię do jakiejkolwiek odpowiedzialności.
Nie wierzyłem własnym uszom.
Mój były przyjaciel obrócił się do mnie z szeroko rozdziawionymi ustami.
- Czyli nie pójdzie do więzienia? - Spytałem, by się upewnić.
Funkcjonariusz jedynie pokręcił głową.
I zanim się obejrzałem, oboje trwaliśmy w braterskim uścisku na środku komisariatu.
Mój były przyjaciel przestał być byłym.
*
- Nadal nie wierzę, że ona po prostu nie wniosła oskarżenia – powiedział James, gdy wysiedliśmy w trójkę przed domem Kate.
Domyślałem się dlaczego tak zrobiła i byłem pewien, że oni też wiedzieli. Megan za bardzo kochała Jamesa, by nawet w takiej sytuacji wsadzić go do więzienia. I chociaż wiedziałem, że jest on w pewnych chwilach wyjątkowo egoistyczny, wtedy zżerały go wyrzuty sumienia, które tak próbował ukryć.
Bez pukania wszedłem do domu, a za mną reszta.
- Kate – zawołałem od progu. Przeszliśmy wszyscy do kuchni, w której znajdowała się dziewczyna. Stała odwrócona do nas plecami, krojąc coś na blacie.
- Kochanie – słysząc mój głos aż podskoczyła. Podszedłem do niej, obejmując ją od razu ramionami w pasie. - Coś jest nie tak? - Szepnąłem wprost do jej ucha. Wiedziałem, że pokłóciliśmy się kilka godzin temu, ale wiedziałem, że takie sprzeczki jedynie umacniają nas związek. To dzięki nim poznajemy siebie jeszcze dogłębniej. Zacząłem martwić się o dziewczynę ze względu na jej reakcję. Obróciła się w moją stronę, dzięki czemu zobaczyłem jej zaszklone oczy. Zanim spytałem o cokolwiek ona pisnęła na widok Jamesa.
- Co on tu robi? - Spytała roztrzęsiona. Przesunąłem się. Cała nasza trójka wpatrywała się w nią z osłupieniem. Wyglądała na przerażoną. Czy to wszystko wina jej byłego chłopaka?
- Kate, spokojnie, wszystko ci wytłumaczymy – byłem wdzięczny Kim za szybką reakcję. Dziewczyna od razu podeszła do mojej ukochanej i objęła ją w pasie ramieniem.
- Usiądź, a wszystko ci wyjaśnimy. - Stwierdził James. W milczeniu wszyscy zajęliśmy miejsca przy wyspie kuchennej. Usiadłem obok Kate, by móc jej dotknąć i wesprzeć. Wiedziałem, że ostatnie dni były dla niej męczarnią.
- Dlaczego tu jesteś? - Szepnęła, nie odrywając wzroku od Jamesa.
- Musisz najpierw zrozumieć, że zrobiłem to dla ciebie. Nie mogłem patrzeć jak cierpisz przez tę chorą sukę. Miałem okazję, by ją ukarać, więc bez zawahania postąpiłem tak jak postąpiłem. I chcę powiedzieć, że nigdy w świecie bym tego nie cofnął. Megan jest zagrożeniem dla nas wszystkich. Nie możesz temu zaprzeczyć, prawda? - Nie czekał na jej odpowiedź. Mówił jakby już dawno miał to poukładane w głowie i tylko czekał na odpowiedni moment, by powiedzieć co mu na sercu leżało. - Ostatnie dni spędziłam w pubie, o którym Justin już kiedyś ode mnie słyszał. Miałem nadzieję, że mnie tam znajdzie i zrobi to, na co sam nie miałem odwagi. Zabierze mnie na komisariat.
*
Kate's POV:
Uważnie słuchałam słów Jamesa, bo wiedziałam, że niedługo sama będę musiała powiedzieć o zajściu z Austinem.
- I to dzisiaj zrobiliśmy. Tylko, że...
- Tylko, że co? - Warknęłam. - Dlaczego nadal tu jesteś?! Już dawno powinni cię zamknąć! Przez ciebie ja i Justin wylądowaliśmy w areszcie na dwa dni, a ty masz czelność przychodzić do mojego domu?!
- Kate, kochanie – usłyszałam głos Justina, ale zignorowałam go.
- Nie kochaniuj mi tu!
- Megan nie wniosła oskarżenia – nie wierzyłam w to. Po prostu...
- Nie mogłaby tego zrobić. - Szepnęłam.
- A jednak, zrobiła. - Tym razem do rozmowy włączyła się Kim. - Ale wszyscy wiemy dlaczego. Po prostu cię cholernie kocha, James. - I zapadła między nami grobowa cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć.
- Jeśli tak zrobiła, musiała mieć jakiś powód. Jej sprawa. Interesuje mnie teraz bardziej dlaczego wy oboje nie rzucacie się sobie do gardeł? - Przerzucałam spojrzenie z Jamesa na Justina, oczekując wiarygodnej odpowiedzi. Żaden z nich nie był skory do powiedzenia choćby słowa.
- Znów są przyjaciółmi – odezwała się ponownie blondynka. - Wiesz jak to jest... Są takie wydarzenia, które – przeżyte wspólnie – muszą się zakończyć przyjaźnią. Tęsknili za sobą, ale ty im w tym wszystkim przeszkadzałaś. Teraz twoje bezpieczeństwo i dobro jest ich wspólnym celem.
- Przeszkadzałam, powiadasz? - Poczułam gdzieś w środku zalążek ognia. Czemu nagle wszyscy zaczęli mnie tak cholernie denerwować?
- Ojoj, maleńka czyżbyś miała TE dni? Okres?
- Kim, zamknij się – obronił mnie Justin, lekko przytakując głową na potwierdzenie słów przyjaciółki.
- Wiecie co? Też mam dla was newsa – sarkastycznie się uśmiechnęłam, wiedząc, że kiedyś musiałam im to powiedzieć. Wszyscy wpatrywali się we mnie z zaciekawieniem. James z dodatkową skruchą.
- Dzisiaj był tu Austin – dwójka mężczyzn z towarzystwa jak na zawołanie podniosła się z krzeseł, przy okazji zrzucając je na podłogę. Byli czerwoni ze złości.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Wstałam z krzesła. Nawet nie zdążyłam zrobić kroku, gdy w kuchni pojawił się wcześniej wspomniany zielonooki, a tuż za nim dwójka napakowanych policjantów.
- Mówiłem, że wrócę? - Powiedział chłopak, a ja nagle poczułam, że tracę grunt pod nogami.
*
Justin's POV:
- Dzwońcie kurwa po karetkę! - Warknąłem, pochylając się nad Kate. - Ona ma chore serce!
_____________________________________________
Jejku, wspaniały! Uwielbiam ypom!!❤❤❤
OdpowiedzUsuńZ jednej strony nie mogę doczekać się dalszych rozdziałów, a z drugiej szkoda że to już końcówka. :/ Powiem Ci, że zaskakująco to rozegrałaś. :) Podoba mi się i czekam na kolejne rozdziały. :*
OdpowiedzUsuńOjej... Powiedz że z nią bedzie wszystko Okey... Do następnego :*
OdpowiedzUsuńświetny rozdział jak zwykle! z jednej strony ciekawi mnie końcówka a z drugiej strony nie chce końca tego opowiadania
OdpowiedzUsuńNajlepszy!❤
OdpowiedzUsuńPowiedz że ona nie umrze?
OdpowiedzUsuńwho knows :)
Usuń