Justin's POV:
- Tylko nie to – przerażona Kate szepnęła. Jedyne czego chciałem w tamtej chwili to zabrać od dziewczyny cały strach i niepewność. Wiedziałem, że dopóki nie poddamy się i będziemy razem nic nas nie pokona. Wstałem więc i z głośno bijącym sercem wyszedłem z pokoju, pozostawiając ukochaną samą.
- Jeśli to James to ukręcę mu kark – powiedziałem do siebie, będąc coraz bliżej drzwi. Martwiłem się, że od ciągłego łomotania drzwi wypadną z zawiasów.
- Już, już! - Warknąłem, pokonując dzielące mnie od wyjścia dwa kroki. - Co się dzieje? - Przede mną stał policjant.
- Justin Bieber, prawda? - Byłem bliski wybuchnięcia śmiechem. Głos funkcjonariusza przypominał momentami pisk spanikowanej pięciolatki.
- No chyba tak, o ile mama mnie nie okłamała – zażartowałem, nie spuszczając z niego oczu. - A co?
- Musimy porozmawiać – i bez żadnego słowa po prostu przekroczył próg domu.
- Zapraszam do kuchni – udało mi się wykrztusić, wskazując mężczyźnie kierunek ramieniem.
- Dzięki.
*
- Jakieś postępy w dochodzeniu? - Spytałem, wyciągając z szafki szklanki. - Napije się pan soku? - Dziwnie było mówić „per pan” do kogoś raptem kilka lat starszego.
- Chętnie. Cóż, jeśli można nazwać tak zagubienie ofiary i podejrzanego to tak, są postępy.
- Megan też gdzieś zniknęła?
- Tak i jedyne co nam zostawiła to kartka z napisem „To nie ich wina”, więc... jesteście jakby odsunięci od kręgu głównych podejrzanych.
- Super – zironizowałem, przewracając oczami. - Więc co tu pana sprowadza? - Starałem się być uprzejmy, ale widok jego munduru i tej młodej, niedoświadczonej twarzy jakoś mnie deprymował.
- Mam do ciebie kilka pytań.
- Ahh tak, więc słucham – usiadłem naprzeciwko, opierając się ramionami o blat wyspy kuchennej. Podałem mu szklankę, nie mogąc się doczekać aż wyjdzie. Im szybciej tym lepiej.
- Przede wszystkim... Co łączyło...
- Justin? - Cholera, Kate. Spojrzałem w stronę drzwi, na których progu stała.
- Kochanie, wróć do pokoju – poprosiłem, mając nadzieję, że tym razem mnie posłucha. Cóż, nadzieja matką głupich, bo dziewczyna zamiast zawrócić dosiadła się do nas.
- A pan tutaj po co? - Spytała trochę otępiona i zagubiona. Wpatrywałem się w jej niebieskie, zmartwione oczy.
- Pan policjant ma do nas kilka pytań – odpowiedziałem ogólnikowo.
- Już nie wrócimy do aresztu? - Jej zachowanie przypominało postawę pięciolatki, która nie chce wrócić do „niedobrego miejsca”.
- Kochanie, już nie jesteśmy podejrzani – po raz kolejny się wtrąciłem, nie chcąc by cokolwiek tłumaczył jej ten patałach.
- Więc jeśli możemy przejść już do sedna sprawy... – Funkcjonariusz spojrzał na nas oboje, po chwili sięgając do kieszeni munduru. Wyjął notatnik.
- Megan zniknęła, wypisała się przedwcześnie ze szpitala, a ten jak mu było... James? Jest... jakby to powiedzieć... nieuchwytny.
- Po prostu policja nie potrafi wyśledzić takiego idioty, jakim jest – warknąłem z pogardą, myśląc, że policjant zagrozi mi za chwilę aresztem. Nic takiego się jednak nie stało, a on nadal wpatrzony był w swój notatnik.
- I dlatego dziś jestem u was. Wy również chcecie by James trafił za kratki, co? - Przytaknąłem ledwo zauważalnie, Kate natomiast zachowywała się jakby była w innym świecie. Skupiła swoje spojrzenie w punkcie, znajdującym się obok głowy policjanta i nie potrafiła oderwać od niego wzroku.
- Należy mu się – słowa uciekły z moich ust zupełnie automatycznie.
- To opowiedzcie mi wszystko co wiecie na jego temat – Kate wyraźnie nie była skora do rozmowy, więc ani ja ani policjant jej o to nie prosiliśmy. Zacząłem mówić.
- Przez wiele lat się przyjaźniliśmy. Kiedy związał się z Kate dużo mi o niej opowiadał, niekoniecznie w samych pozytywach – moja wersja była sporo okrojona, ze względu na to, że nie chciałem, by dziewczyna wszystko słyszała. - Wiedziałem również, że po pewnym okresie związał się z inną, nie zrywając przy tym z Kate. Zaskoczył mnie, kiedy przyznał się, że chce z tą drugą, a była nią Megan, wziąć ślub. Niedługo się znali, a już chcieli podjąć tak ważną decyzję. Nie wspominając już nawet o tym, że on nadal utrzymywał związek z Kate – nie mogłem na nią spojrzeć. Nie chciałem ujrzeć bólu w jej oczach. Chociaż James już jej nie dotyczył i byłem pewien, że nic do niego nie czuje to wiedziałem, że zaboli ją wracanie do tych przykrych wspomnień.
Policjant mi nie przerywał, a ja opowiadałem dobry kwadrans o tym, co działo się w Los Angeles i później, o zniszczonym ślubie i powrocie wszystkich tu, do Nowego Jorku.
- No to niezła kabała – nie potrafiłem określić czy był bardziej zażenowany postawą Jamesa czy zaskoczony tym, ile mogliśmy wycierpieć.
- Taa, można tak powiedzieć – odpowiedziałem, biorąc łyk napoju i przeczesując włosy palcami. - Trochę się zmieniło. Kate jest teraz ze mną, James zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni, a Megan... Jej potrzebna będzie pomoc psychologa – podsumowałem. Dziewczyna, która przez cały czas siedziała tuż obok mnie nagle wstała i wybiegła z kuchni, przewracając przy okazji krzesło.
- Ja przepraszam, ale czy jeszcze coś chce pan wiedzieć? - Musiałem być w tamtym momencie przy niej, dosłownie słysząc jak jej serce rozrywa się na pół. Jak na taką drobną osóbkę za dużo przeszła.
- Nie, nie, już wszystko co było mi potrzebne wiem, dzięki – otrząsnął się z zadumy, chwiejnie wstał i razem ze mną ruszył w stronę wyjścia.
- Zrobimy wszystko, by odnaleźć Jamesa – zatrzymaliśmy się tuż przed drzwiami wyjściowymi. - Powinien zgnić w celi. - Zszokowany nagłą zmianą udało mi się jedynie przytaknąć.
- Taa. - Kiedy już myślałem, że mężczyzna wyjdzie, odwrócił się w moją stronę i wyciągnął dłoń.
- Jestem Shawn.
- Tylko nie to – przerażona Kate szepnęła. Jedyne czego chciałem w tamtej chwili to zabrać od dziewczyny cały strach i niepewność. Wiedziałem, że dopóki nie poddamy się i będziemy razem nic nas nie pokona. Wstałem więc i z głośno bijącym sercem wyszedłem z pokoju, pozostawiając ukochaną samą.
- Jeśli to James to ukręcę mu kark – powiedziałem do siebie, będąc coraz bliżej drzwi. Martwiłem się, że od ciągłego łomotania drzwi wypadną z zawiasów.
- Już, już! - Warknąłem, pokonując dzielące mnie od wyjścia dwa kroki. - Co się dzieje? - Przede mną stał policjant.
- Justin Bieber, prawda? - Byłem bliski wybuchnięcia śmiechem. Głos funkcjonariusza przypominał momentami pisk spanikowanej pięciolatki.
- No chyba tak, o ile mama mnie nie okłamała – zażartowałem, nie spuszczając z niego oczu. - A co?
- Musimy porozmawiać – i bez żadnego słowa po prostu przekroczył próg domu.
- Zapraszam do kuchni – udało mi się wykrztusić, wskazując mężczyźnie kierunek ramieniem.
- Dzięki.
*
- Jakieś postępy w dochodzeniu? - Spytałem, wyciągając z szafki szklanki. - Napije się pan soku? - Dziwnie było mówić „per pan” do kogoś raptem kilka lat starszego.
- Chętnie. Cóż, jeśli można nazwać tak zagubienie ofiary i podejrzanego to tak, są postępy.
- Megan też gdzieś zniknęła?
- Tak i jedyne co nam zostawiła to kartka z napisem „To nie ich wina”, więc... jesteście jakby odsunięci od kręgu głównych podejrzanych.
- Super – zironizowałem, przewracając oczami. - Więc co tu pana sprowadza? - Starałem się być uprzejmy, ale widok jego munduru i tej młodej, niedoświadczonej twarzy jakoś mnie deprymował.
- Mam do ciebie kilka pytań.
- Ahh tak, więc słucham – usiadłem naprzeciwko, opierając się ramionami o blat wyspy kuchennej. Podałem mu szklankę, nie mogąc się doczekać aż wyjdzie. Im szybciej tym lepiej.
- Przede wszystkim... Co łączyło...
- Justin? - Cholera, Kate. Spojrzałem w stronę drzwi, na których progu stała.
- Kochanie, wróć do pokoju – poprosiłem, mając nadzieję, że tym razem mnie posłucha. Cóż, nadzieja matką głupich, bo dziewczyna zamiast zawrócić dosiadła się do nas.
- A pan tutaj po co? - Spytała trochę otępiona i zagubiona. Wpatrywałem się w jej niebieskie, zmartwione oczy.
- Pan policjant ma do nas kilka pytań – odpowiedziałem ogólnikowo.
- Już nie wrócimy do aresztu? - Jej zachowanie przypominało postawę pięciolatki, która nie chce wrócić do „niedobrego miejsca”.
- Kochanie, już nie jesteśmy podejrzani – po raz kolejny się wtrąciłem, nie chcąc by cokolwiek tłumaczył jej ten patałach.
- Więc jeśli możemy przejść już do sedna sprawy... – Funkcjonariusz spojrzał na nas oboje, po chwili sięgając do kieszeni munduru. Wyjął notatnik.
- Megan zniknęła, wypisała się przedwcześnie ze szpitala, a ten jak mu było... James? Jest... jakby to powiedzieć... nieuchwytny.
- Po prostu policja nie potrafi wyśledzić takiego idioty, jakim jest – warknąłem z pogardą, myśląc, że policjant zagrozi mi za chwilę aresztem. Nic takiego się jednak nie stało, a on nadal wpatrzony był w swój notatnik.
- I dlatego dziś jestem u was. Wy również chcecie by James trafił za kratki, co? - Przytaknąłem ledwo zauważalnie, Kate natomiast zachowywała się jakby była w innym świecie. Skupiła swoje spojrzenie w punkcie, znajdującym się obok głowy policjanta i nie potrafiła oderwać od niego wzroku.
- Należy mu się – słowa uciekły z moich ust zupełnie automatycznie.
- To opowiedzcie mi wszystko co wiecie na jego temat – Kate wyraźnie nie była skora do rozmowy, więc ani ja ani policjant jej o to nie prosiliśmy. Zacząłem mówić.
- Przez wiele lat się przyjaźniliśmy. Kiedy związał się z Kate dużo mi o niej opowiadał, niekoniecznie w samych pozytywach – moja wersja była sporo okrojona, ze względu na to, że nie chciałem, by dziewczyna wszystko słyszała. - Wiedziałem również, że po pewnym okresie związał się z inną, nie zrywając przy tym z Kate. Zaskoczył mnie, kiedy przyznał się, że chce z tą drugą, a była nią Megan, wziąć ślub. Niedługo się znali, a już chcieli podjąć tak ważną decyzję. Nie wspominając już nawet o tym, że on nadal utrzymywał związek z Kate – nie mogłem na nią spojrzeć. Nie chciałem ujrzeć bólu w jej oczach. Chociaż James już jej nie dotyczył i byłem pewien, że nic do niego nie czuje to wiedziałem, że zaboli ją wracanie do tych przykrych wspomnień.
Policjant mi nie przerywał, a ja opowiadałem dobry kwadrans o tym, co działo się w Los Angeles i później, o zniszczonym ślubie i powrocie wszystkich tu, do Nowego Jorku.
- No to niezła kabała – nie potrafiłem określić czy był bardziej zażenowany postawą Jamesa czy zaskoczony tym, ile mogliśmy wycierpieć.
- Taa, można tak powiedzieć – odpowiedziałem, biorąc łyk napoju i przeczesując włosy palcami. - Trochę się zmieniło. Kate jest teraz ze mną, James zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni, a Megan... Jej potrzebna będzie pomoc psychologa – podsumowałem. Dziewczyna, która przez cały czas siedziała tuż obok mnie nagle wstała i wybiegła z kuchni, przewracając przy okazji krzesło.
- Ja przepraszam, ale czy jeszcze coś chce pan wiedzieć? - Musiałem być w tamtym momencie przy niej, dosłownie słysząc jak jej serce rozrywa się na pół. Jak na taką drobną osóbkę za dużo przeszła.
- Nie, nie, już wszystko co było mi potrzebne wiem, dzięki – otrząsnął się z zadumy, chwiejnie wstał i razem ze mną ruszył w stronę wyjścia.
- Zrobimy wszystko, by odnaleźć Jamesa – zatrzymaliśmy się tuż przed drzwiami wyjściowymi. - Powinien zgnić w celi. - Zszokowany nagłą zmianą udało mi się jedynie przytaknąć.
- Taa. - Kiedy już myślałem, że mężczyzna wyjdzie, odwrócił się w moją stronę i wyciągnął dłoń.
- Jestem Shawn.
- Justin – posłałem mu mały uśmiech. Po chwili objął mnie
„po męsku” i klepnął kilka razy w plecy.
- Wiem, że to nieprzyjemna nowina, ale jest szansa, że jeszcze do was wpadnę.
- Bylebyś z komisariatu nie przytargał ze sobą tego palanta z wąsem.
Zaśmialiśmy się.
*
- Kate – szepnąłem, delikatnie otwierając drzwi od sypialni. Dziewczyna leżała na łóżku, wtulona w poduszkę. Łkała tak głośno, aż dziw, że jej nie usłyszałem na dole.
- Wiem, że to nieprzyjemna nowina, ale jest szansa, że jeszcze do was wpadnę.
- Bylebyś z komisariatu nie przytargał ze sobą tego palanta z wąsem.
Zaśmialiśmy się.
*
- Kate – szepnąłem, delikatnie otwierając drzwi od sypialni. Dziewczyna leżała na łóżku, wtulona w poduszkę. Łkała tak głośno, aż dziw, że jej nie usłyszałem na dole.
- Wszystko
w porządku? - Zagadnąłem, starając się nie robić głośnych
kroków.
- A wygląda jakby było? - Jej głos był stłumiony przez pościel i łzy, ale nagle poczułem się dziwnie winny. Jakbym zrobił coś naprawdę złego.
- Co jest, kochanie? - Przysiadłem na krawędzi łóżka, ale prawie natychmiast stamtąd zleciałem. Cholera, czy ona naprawdę mnie kopnęła?
- Nic mi nie jest!
- Przecież widzę...
- Wy, faceci, jesteście tacy niedomyślni! Idź stąd – otworzyłem usta z wrażenia.
Czy mnie coś ominęło?
Posłuchałem i zrobiłem jak chciała. Bez słowa wyszedłem z sypialni, mając nadzieję, że później wytłumaczy mi co do cholery się stało.
*
Zanim przestała płakać minęła prawie godzina, a moje wyrzuty sumienia już dawno pochłonęły prawie cały mózg. Tylko dlaczego? Co wywołało w dziewczynie taki nagły atak złości?
Myślałem, że skoro przestała łkać to wyjdzie wreszcie z pokoju i będziemy mogli spokojnie porozmawiać. Oh, jak bardzo się myliłem. Czas upływał nieubłaganie, a dziewczyna jak siedziała w pokoju wcześniej tak nigdzie się nie ruszyła. Po bitwie myśli odważyłem się sam po raz kolejny spróbować z nią pertraktować.
Uchyliłem drzwi sypialni i wszystko nagle stało się dla mnie jasne. Dziewczyna nie przestała płakać z własnej woli, po prostu zasnęła z wycieńczenia.
Skoro tak to chyba mam pomysł jak jej poprawić humor. Chwilę później już jechałem w stronę centrum handlowego. To musiało wypalić.
*
Starałem się załatwić wszystko jak najszybciej, jednak chęci to nie wszystko. Ze sklepów wróciłem dopiero po półtora godzinie. Ledwo udało mi się przedostać przez drzwi wejściowe, obładowany po pachy. Skierowałem się w prawo, mając nadzieję, że dziewczyna nadal drzemie. Cóż, nadzieja matką głupich, bo Kate w momencie, kiedy ja wszedłem do kuchni, zalewała kupek wrzątkiem.
Nie odezwała się, ale nie potrafiła ukryć zaskoczenia wypisanego na twarzy, gdy zobaczyła zakupy. No, bo nie co dzień widzi mnie z paczką tamponów w jednej dłoni, w drugiej z kwiatami, nie wspominając o przeźroczystej reklamówce z lodami i markowej torbie ze sklepu odzieżowego.
- Pomyślałem, że ci się przyda ze względu na... te dni – uśmiechnąłem się do niej, w myślach błagając o to, by nie zdenerwowała się po raz kolejny. - Aaa i prawie bym zapomniał! - Odłożyłem zakupy na wyspę kuchenną, by móc wyszarpać z kieszeni spodni leki przeciwbólowe na skurcze. Wpatrywałem się w nią, próbując rozszyfrować jej uczucia w tamtej chwili. Na całe szczęście dostrzegłem błysk szczęścia, więc czym prędzej się do niej zbliżyłem i objąłem jej zastygłe ciało.
- Kocham cię, Kate – szepnąłem wprost do jej ucha.
- Justin... - Przełknąłem głośno ślinę, zestresowany ciszą, która między nami zapadła. - Ja ciebie też, naprawdę mocno – dopowiedziała, a mi spadł kamień z serca.
- Chodź jeść, bo się jeszcze roztopią – zaśmiałem się, delikatnie się od niej odsuwając.
Posłała mi mały uśmiech.
Czyżbyśmy znowu wracali do normalności?
*
Lody zostały zjedzone, kwiaty wsadziłem do wazonu, który zaś postawiłem na szafce w sypialni Kate. Torbę z ubraniami wsadziłem jej po prostu do szafy, a resztą zajęła się sama. Około dziewiętnastej znowu leżeliśmy razem na jej łóżku.
- Też bałeś się, że to mógł być James? - Spytała cicho, wpatrując się w sufit.
- Nie, gdyby to był on to nawet bym się ucieszył. Ukręciłbym kark i byłoby po problemie. - Poczułem jak dziewczyna zastygła, głośno wciągając powietrze. - Co jest?
- Czemu jesteś do niego taki uprzedzony? - Szepnęła, a ja poczułem jakby uderzyła mnie w twarz.
- Słucham? Jaki jestem?
- Uprzedzony – powtórzyła bez zająknięcia. - Cały czas się na niego złościsz, a dzisiaj przy policjancie zachowałeś się jak totalny kapuś – na dłuższą chwilę odjęło mi mowę. Ona mówiła poważnie?
- Chyba żartujesz – parsknąłem, podnosząc się na ramionach.
- A wyglądam jakbym żartowała? - Spojrzałem na jej bladą i lekko opuchniętą twarz. Czy te jej oskarżenie wywołane jest okresem? Wpatrywałem się w jej mętne oczy.
- W takim razie co ja tu jeszcze robię? - Spytałem sam siebie, wypowiadając to jednak na głos. I chwilę później już zbiegałem po schodach. Nie miałem zamiaru znosić tego całego gówna. Może się opamięta, kiedy nie będzie miała nikogo do bzykania.
_____________
Justin taki idealny, a Kate... no cóż, każda z nas zna urok okresowych humorków :D
rozdział taki jakiś normalny, ale jeszcze będzie czas na ostrzejsze akcje :-)
niestety, mam smutną wiadomość. jeśli ktoś czyta mojego aska to wie, że od niedawna mam problem z internetem w telefonie, z którego na wakacjach robię router, by móc wrzucać rozdziały z laptopa. transfer skończył mi się po raz DRUGI, więc nie wiem czy uda mi się namówić tatę na trzeci :( a nowy dostanę na pewno dopiero 25... aktualnie wrzucam ten rozdział dzięki serdeczności mojej siostry i jej super WiFi, ale... ona niedługo jedzie na urlop i nie wiem jak to będzie:( poza tym już nie mam rozdziałów na zapas, a od jutra zaczynam pracę. wiem, obiecałam, że rozdziały pojawiać się będą często i tak będzie, ale nie oczekujcie ode mnie dokładnych dat :p mam nadzieję, że dwa razy w tygodniu to wystarczająco, co? jeśli tak to postaram się tyle wrzucać. :) to tyle ode mnie, misie! miłego weekendu! xx
much love ♥
- A wygląda jakby było? - Jej głos był stłumiony przez pościel i łzy, ale nagle poczułem się dziwnie winny. Jakbym zrobił coś naprawdę złego.
- Co jest, kochanie? - Przysiadłem na krawędzi łóżka, ale prawie natychmiast stamtąd zleciałem. Cholera, czy ona naprawdę mnie kopnęła?
- Nic mi nie jest!
- Przecież widzę...
- Wy, faceci, jesteście tacy niedomyślni! Idź stąd – otworzyłem usta z wrażenia.
Czy mnie coś ominęło?
Posłuchałem i zrobiłem jak chciała. Bez słowa wyszedłem z sypialni, mając nadzieję, że później wytłumaczy mi co do cholery się stało.
*
Zanim przestała płakać minęła prawie godzina, a moje wyrzuty sumienia już dawno pochłonęły prawie cały mózg. Tylko dlaczego? Co wywołało w dziewczynie taki nagły atak złości?
Myślałem, że skoro przestała łkać to wyjdzie wreszcie z pokoju i będziemy mogli spokojnie porozmawiać. Oh, jak bardzo się myliłem. Czas upływał nieubłaganie, a dziewczyna jak siedziała w pokoju wcześniej tak nigdzie się nie ruszyła. Po bitwie myśli odważyłem się sam po raz kolejny spróbować z nią pertraktować.
Uchyliłem drzwi sypialni i wszystko nagle stało się dla mnie jasne. Dziewczyna nie przestała płakać z własnej woli, po prostu zasnęła z wycieńczenia.
Skoro tak to chyba mam pomysł jak jej poprawić humor. Chwilę później już jechałem w stronę centrum handlowego. To musiało wypalić.
*
Starałem się załatwić wszystko jak najszybciej, jednak chęci to nie wszystko. Ze sklepów wróciłem dopiero po półtora godzinie. Ledwo udało mi się przedostać przez drzwi wejściowe, obładowany po pachy. Skierowałem się w prawo, mając nadzieję, że dziewczyna nadal drzemie. Cóż, nadzieja matką głupich, bo Kate w momencie, kiedy ja wszedłem do kuchni, zalewała kupek wrzątkiem.
Nie odezwała się, ale nie potrafiła ukryć zaskoczenia wypisanego na twarzy, gdy zobaczyła zakupy. No, bo nie co dzień widzi mnie z paczką tamponów w jednej dłoni, w drugiej z kwiatami, nie wspominając o przeźroczystej reklamówce z lodami i markowej torbie ze sklepu odzieżowego.
- Pomyślałem, że ci się przyda ze względu na... te dni – uśmiechnąłem się do niej, w myślach błagając o to, by nie zdenerwowała się po raz kolejny. - Aaa i prawie bym zapomniał! - Odłożyłem zakupy na wyspę kuchenną, by móc wyszarpać z kieszeni spodni leki przeciwbólowe na skurcze. Wpatrywałem się w nią, próbując rozszyfrować jej uczucia w tamtej chwili. Na całe szczęście dostrzegłem błysk szczęścia, więc czym prędzej się do niej zbliżyłem i objąłem jej zastygłe ciało.
- Kocham cię, Kate – szepnąłem wprost do jej ucha.
- Justin... - Przełknąłem głośno ślinę, zestresowany ciszą, która między nami zapadła. - Ja ciebie też, naprawdę mocno – dopowiedziała, a mi spadł kamień z serca.
- Chodź jeść, bo się jeszcze roztopią – zaśmiałem się, delikatnie się od niej odsuwając.
Posłała mi mały uśmiech.
Czyżbyśmy znowu wracali do normalności?
*
Lody zostały zjedzone, kwiaty wsadziłem do wazonu, który zaś postawiłem na szafce w sypialni Kate. Torbę z ubraniami wsadziłem jej po prostu do szafy, a resztą zajęła się sama. Około dziewiętnastej znowu leżeliśmy razem na jej łóżku.
- Też bałeś się, że to mógł być James? - Spytała cicho, wpatrując się w sufit.
- Nie, gdyby to był on to nawet bym się ucieszył. Ukręciłbym kark i byłoby po problemie. - Poczułem jak dziewczyna zastygła, głośno wciągając powietrze. - Co jest?
- Czemu jesteś do niego taki uprzedzony? - Szepnęła, a ja poczułem jakby uderzyła mnie w twarz.
- Słucham? Jaki jestem?
- Uprzedzony – powtórzyła bez zająknięcia. - Cały czas się na niego złościsz, a dzisiaj przy policjancie zachowałeś się jak totalny kapuś – na dłuższą chwilę odjęło mi mowę. Ona mówiła poważnie?
- Chyba żartujesz – parsknąłem, podnosząc się na ramionach.
- A wyglądam jakbym żartowała? - Spojrzałem na jej bladą i lekko opuchniętą twarz. Czy te jej oskarżenie wywołane jest okresem? Wpatrywałem się w jej mętne oczy.
- W takim razie co ja tu jeszcze robię? - Spytałem sam siebie, wypowiadając to jednak na głos. I chwilę później już zbiegałem po schodach. Nie miałem zamiaru znosić tego całego gówna. Może się opamięta, kiedy nie będzie miała nikogo do bzykania.
_____________
Justin taki idealny, a Kate... no cóż, każda z nas zna urok okresowych humorków :D
rozdział taki jakiś normalny, ale jeszcze będzie czas na ostrzejsze akcje :-)
niestety, mam smutną wiadomość. jeśli ktoś czyta mojego aska to wie, że od niedawna mam problem z internetem w telefonie, z którego na wakacjach robię router, by móc wrzucać rozdziały z laptopa. transfer skończył mi się po raz DRUGI, więc nie wiem czy uda mi się namówić tatę na trzeci :( a nowy dostanę na pewno dopiero 25... aktualnie wrzucam ten rozdział dzięki serdeczności mojej siostry i jej super WiFi, ale... ona niedługo jedzie na urlop i nie wiem jak to będzie:( poza tym już nie mam rozdziałów na zapas, a od jutra zaczynam pracę. wiem, obiecałam, że rozdziały pojawiać się będą często i tak będzie, ale nie oczekujcie ode mnie dokładnych dat :p mam nadzieję, że dwa razy w tygodniu to wystarczająco, co? jeśli tak to postaram się tyle wrzucać. :) to tyle ode mnie, misie! miłego weekendu! xx
much love ♥
Doskonały! *.* <3
OdpowiedzUsuńBoooski *-* Nie mogę doczekać się następnego :D
OdpowiedzUsuńDzięki. Oczywiście rozumiem :) Każdy ma jakieś problemy. Dziękuję za rodziały i czekam na więcej. Dwa na tydzień to super!! Powodzenia :*
OdpowiedzUsuńBoski *0* <3 do następnego :*
OdpowiedzUsuńIdealny
OdpowiedzUsuńWspaniały! ❤👌
OdpowiedzUsuń