Kate's
POV:
W
zupełnym osłupieniu wpatrywałam się w sylwetkę Justina. Dlaczego
pojawił się akurat w takim momencie? Przeklinałam w myślach samą
siebie za to, że pozwoliłam, by zastał mnie w dwuznacznej sytuacji
z Jamesem.
-
To nie tak – powiedziałam bardziej do siebie, niż do chłopaka.
Odgarnęłam kosmyki włosów opadające mi na twarz i znów zabrałam
głos, przedzierając się przez niekomfortową ciszę.
- To nie to, na co wygląda, Justin – zrobiłam krok w jego stronę, ale on nie reagował. Cały czas stał w tej samej pozycji, przerzucając spojrzenie z moich malinek na Jamesa i z powrotem.
- Co on tu robi? - Spytał cicho. Nie musiał podnosić głosu, by wywołać u mnie ciarki. Wiedziałam, że jest bliski wybuchu.
- To nie to, na co wygląda, Justin – zrobiłam krok w jego stronę, ale on nie reagował. Cały czas stał w tej samej pozycji, przerzucając spojrzenie z moich malinek na Jamesa i z powrotem.
- Co on tu robi? - Spytał cicho. Nie musiał podnosić głosu, by wywołać u mnie ciarki. Wiedziałam, że jest bliski wybuchu.
-
Sama nie wiem – zaśmiałam się, chcąc rozluźnić atmosferę w
pomieszczeniu. I zgadnijcie co? Nie udało mi się to. Zagryzłam
wargę, układając w głowie przemowę tłumaczącą całe to
zajście. Jednak kiedy słowa zaczęły wypływać z moich ust, nie
brzmiały ani wiarygodnie ani chociaż spokojnie. Głos drżał mi
niemiłosiernie, a język plątał się. W jednym momencie dostałam
gorączki. Stres całkowicie nade mną zapanował.
- Jest tu, bo go potrzebowałam – skłamałam. - Nie zrozumiałeś tego, co powiedziałam ci w Chicago? - Specjalnie przemilczałam temat szpitala, by James się o nim nie dowiedział. Im mniej wiedział, tym lepiej dla wszystkich.
- Zrozumiałem nawet to, czego nie powiedziałaś* – odpowiedział sarkastycznie, posyłając mi swój złośliwy uśmieszek. Podwyższył mi temperaturę o kilka stopni. - Ale to nie zmienia faktu, że nie mam pojęcia skąd wzięły się siniaki na twoim ciele? - Tym razem to on zrobił krok do przodu, dzięki temu znajdując się bliżej mnie i Jamesa.
- To nie twój interes – odezwał się drugi mężczyzna. Jay najwyraźniej nie potrafił patrzyć się na nasze potyczki słowne w milczeniu. - Nie rozumiesz, że ona cię nie chce? Jest przebiegła. Kiedy ciebie nie ma, ma mnie i dobrze o tym wie. Nie widzisz tego, koleś? Owinęła sobie nas wokół palca. - Po wypowiedzeniu słów, które wywołały u mnie osłupienie, założył na siebie koszulkę, wcześniej leżącą na ziemi.
- Zwariowałeś? - Obróciłam się w jego stronę. - Czy ty słyszysz, co mówisz? - Spytałam, czując szczerą ochotę na to, by wyrzucić ich oboje z domu. Miałam serdecznie dość kłótni i napadów złości, do których każdy z nich mnie doprowadzał.
- Nie wierzę – znowu odezwał się Justin.
- I dobrze, bo kłamie! - Krzyknęłam, wyrzucając ramiona w górę. Moja głowa była bliska wybuchnięciu.
- Nie wierzę, że muszę się z tobą zgodzić – Justin przytaknął Jamesowi.
Zadrżałam, wpatrując się jak ten podchodzi do swojego byłego przyjaciela.
- Zwariowałeś? - Uniosłam głos, wytrzeszczając przy okazji oczy. Byłam w kompletnym szoku.
- To, że się nami bawisz, nie zmienia faktu, że to ja cię lepiej posuwałem – zaśmiał się Jay, spodziewając się rozbawienia ze strony Biebera. Jak bardzo się mylił... Szatyn o karmelowych oczach w jednej chwili z rozbawionego, przybrał bojową pozycję i nim się obejrzałam, jego pięść znalazła się na twarzy Jamesa.
- Nie będziesz tak o niej mówił – wysyczał, zadając kolejne ciosy. Jak bardzo byłabym złą, gdybym ich tu zostawiła? Zdanych na samych siebie? Niestety, moje sumienie uzmysłowiło mi, że nie powinnam pozwolić na to, by pozabijali się we wnętrzu mojego domu.
- Wynoście się! - Warknęłam, podchodząc do nich. Justin atakował, podczas gdy temu drugiemu pozostało tylko się bronić. Nie wchodziłam między nich, bojąc się, że mogę oberwać.
- Nie chcę was widzieć! - Chwyciłam za koszulkę Jamesa, by chociaż zwrócić ich uwagę. Sytuacja ta musiała wyglądać naprawdę komicznie, ale mi nie było do śmiechu, gdy ciągle w głowie huczały mi słowa ukochanego.
- Wynoście się z mojego domu! - Zagrzmiałam, a głos rozniósł się echem po pomieszczeniu. Wreszcie zareagowali, zatrzymując swoje pięści. Oboje byli nieźle poturbowaniu – Justin miał pod okiem czerwony, podpuchnięty ślad, gdzie pewnie niedługo pojawi się siniak; warga Jamesa była rozcięta, a koszulka przy szyi rozdarta. Wpatrując się w nich, nagle zachciało mi się wymiotować. Czułam się totalnie rozstrojona psychicznie.
- Kazałam wam się wynosić – zaakcentowałam rozkaz, wymawiając każde słowo głośno i wyraźnie. Miałam naprawdę po dziurki w nosie ich szczeniackiego zachowania.
- Jeszcze się zobaczymy – powiedział Justin. Nie wiedziałam jak interpretować jego słowa, tuż po tym jak potwierdził to, że się nim bawię.
- Idźcie już – mój ton z szorstkiego i władczego, zamienił się w błagalny. Gdy wreszcie wypchnęłam ich przez próg, mogłam zrobić to na co cały czas czekałam. Opierając się o drzwi, osunęłam się na kolana i zaczęłam płakać.
Łzy skapywały na moją koszulkę, tworząc coraz to rozleglejsze plamy.
Justin's POV:
- To co? Idziemy na piwo? - Spytał James, uśmiechając się do mnie.
- Żartujesz prawda? - Spojrzałem na niego tak jakby w jednej chwili zamienił się w kosmitę. - Myślisz, że teraz wszystko będzie tak jak kiedyś? Że znowu będziemy przyjaciółmi? - Zarechotałem, idąc wzdłuż dróżki przed domem Kate. - To, że chciałem, by na nowo cię znienawidziła nie zmienia faktu, że już nigdy nie będę traktował cię jak brata. Myślałeś, że naprawdę popieram to wszystko, co o niej powiedziałeś? Stary, ja ją kocham – wyznałem, przeczesując włosy. - A tobie najwyraźniej zależy tylko na tym, co ma w majtkach – nie czekając na jego odpowiedź, wsiadłem do swojego nowego samochodu. Poprawiając lusterko, spojrzałem jeszcze raz ja Jamesa, który dalej stał na płycie chodnikowej z rozdziawionymi ustami.
- Chciałeś mnie pogrążyć? Pamiętaj, że możemy oboje grać w tę grę – powiedziałem do siebie i już po chwili odpaliłem samochód.
Teraz pozostało mi tylko wymyślić plan na pozbycie się Megan, by w życiu moim i Kate na nowo zapanował spokój. Im szybciej tym lepiej, bo długo bez Katie nie wytrzymam.
Kate's POV:
- To nie mogło stać się naprawdę – jęknęłam, czując narastający ból głowy. Od ponad pół godziny siedziałam w tej samej pozycji, a płacz nie ustępował. Po raz kolejny analizowałam całe zajście, którego byłam uczestniczką.
- Wkopałam się w niezłe gówno – podniosłam się wreszcie na nogi, by móc usiąść na czymś wygodniejszym.
- On musi mnie teraz naprawdę nienawidzić – usiadłam na kanapie, widząc przed oczyma wściekły wyraz twarzy Justina. - Ale sama jestem sobie winna – czułam suchość w gardle. Całą energia, którą wcześniej byłam naładowana, teraz ze mnie uleciała. Wpatrując się w okno, zaczęłam zastanawiać się, co ze sobą zrobić. Potrzebowałam ucieczki. Nie mogłam się poddać i załamać. Nie zniosłabym, gdyby moja porażka dała komukolwiek satysfakcję. Przetarłam policzka, wciągając powietrze do płuc.
Wdech i wydech.
Potrzebowałam siły, by sprostać wszystkiemu.
Potrzebowałam czegoś, co wzmocni mnie psychicznie.
I nagle zapaliła mi się w głowie żarówka.
*
Po wzięciu szybkiego prysznica i ubraniu się, zeszłam na parter, by skorzystać z telefonu domowego. Podniosłam słuchawkę, od razu przykładając ją do ucha. Niestety, zamiast charakterystycznego pykania, usłyszałam jedynie ciszę. Najwyraźniej wystąpiły jakieś problemy z linią. Co miałam w tamtej chwili zrobić? Komórki od dawna nie miałam, a jakoś po taksówkę trzeba było zadzwonić.
- No nic. Pozostaje mi wybrać się na długi spacer – nie chciałam się poddać, więc szybko założyłam buty i wyszłam z domu. Brak taksówki nie mógł spowodować zmiany moich planów. Jednak fakt, że domowy telefon psuje się zmusił mnie do pójścia po nową komórkę. Poprawiłam torebkę wiszącą na moim ramieniu.
*
- To najnowszy model – sprzedawca dwoił się i troił, by tylko wepchnąć mi najdroższy telefon w swoim salonie. - Szóstka oferuję ogromną gamę możliwości i... - przerwałam mu, mając dość jego irytującego głosu.
- Biorę ten srebrny model. - Zadecydowałam, a na twarzy ekspedienta pojawił się ogromny uśmiech.
Po wręczeniu karty, myślałam tylko o tym, by wreszcie trafić do upragnionego celu mojej wyprawy. Spacer do centrum handlowego zajął mi prawie godzinę, ale mimo bólu nóg, byłam z siebie dumna. W ostatniej chwili przypomniało mi się o karcie, więc poprosiłam, by sprzedawca również ją dodał do rachunku.
Przecież nie miałam zamiaru wracać piechotą, niosąc kilka butelek wypełnionych różnorakim alkoholem. Tym razem musiałam zadzwonić po taksówkę.
Wychodząc ze sklepu, uzupełniłam nowy zakup o kartę SIM, od razu wystukując znany nie od dziś numer postoju taksówek. Skierowałam się żwawym krokiem w stronę monopolowego.
*
Tego dnia chciałam naprawdę zapomnieć, a słysząc pobrzękiwanie w torbie, którą niosłam, wiedziałam, że mi się to uda.
Taksówka czekała przed wyjściem.
Ułożyłam butelki na sąsiednim miejscu pasażera, uważając, by żadnej nie stłuc.
Po chwili jechałam w stronę domu, podziwiając pomarańczowe, dziwnie bezchmurne niebo.
Z utęsknieniem, planowałam w głowie wieczór.
*
Siedziałam po turecku na kanapie, wpatrując się w otwarte butelki stojące przede mną na stoliku. Każdą z nich napoczęłam, a przez fakt, że nic tego dnia nie jadłam, w głowie porządnie mi już szumiało. Jednak to nie był koniec. Potrzebowałam zapomnienia, odpoczynku od tego wszystkiego. Chciałam, by kilka ostatnich dni zniknęło z kalendarza.
Wiedziałam, że jeśli pozwolę na to, by pokonał mnie James, Justin czy Megan oznaczać to będzie tym samym moją największą porażkę. Nie chciałam upaść, gdy jeszcze tak niedawno odbiłam się od dna.
Alkohol przyjemnie stymulował moje wnętrze, podczas gdy ja upajałam się przyjemną ciszą, która mnie otaczała.
- Za nowy początek – sięgnęłam po butelkę tequili, by po chwili upić z niej kilka naprawdę sporych łyków.
- I żebym wreszcie przestała żałować wszystkiego, co zrobię – dokończyłam ciszej, drugą dłonią chwytając butelkę z wódką. Kolejna dawka alkoholu znalazła się w moim gardle.
*
- Jestem bezużyteczna! - Krzyknęłam podnosząc się z kanapy. Pusta butelka, którą przed momentem opróżniłam, z łoskotem spadła na podłogę, rozpryskując się na kawałki.
- Nawet najbliższych po czasie odtrącam – warknęłam złośliwie, opadając z rozpaczy na kolana. Alkohol po dawce radości, którą wywołał, zwrócił mi z podwójną siłą bezsilność, taką jaką czułam, będąc trzeźwą. Jedyną różnicą był stan większej nieważkości i głośny szum w głowie.
Zapragnęłam nagle pooddychać świeżym, chłodnym powietrzem, więc biorąc ze sobą butelkę z niebieskim trunkiem, chwiejąc się na nogach, przeszłam na taras. Zadrżałam, krocząc gołymi nogami po zimnej trawie. Kamyczki wbijały mi się w stopy, ale nie obchodziło mnie to. Jak zaczarowana wpatrywałam się w granatowe niebo upstrzone milionem gwiazd. I jak na zawołanie usłyszałam w głowie obietnicę Justina.
~flashback~
Po chwili poczułam na swoich policzkach obie dłonie szatyna. Spojrzałam na jego twarz, która wydawała się być piękniejsza (o ile to w ogóle możliwe) w tym świetle.- Jest tu, bo go potrzebowałam – skłamałam. - Nie zrozumiałeś tego, co powiedziałam ci w Chicago? - Specjalnie przemilczałam temat szpitala, by James się o nim nie dowiedział. Im mniej wiedział, tym lepiej dla wszystkich.
- Zrozumiałem nawet to, czego nie powiedziałaś* – odpowiedział sarkastycznie, posyłając mi swój złośliwy uśmieszek. Podwyższył mi temperaturę o kilka stopni. - Ale to nie zmienia faktu, że nie mam pojęcia skąd wzięły się siniaki na twoim ciele? - Tym razem to on zrobił krok do przodu, dzięki temu znajdując się bliżej mnie i Jamesa.
- To nie twój interes – odezwał się drugi mężczyzna. Jay najwyraźniej nie potrafił patrzyć się na nasze potyczki słowne w milczeniu. - Nie rozumiesz, że ona cię nie chce? Jest przebiegła. Kiedy ciebie nie ma, ma mnie i dobrze o tym wie. Nie widzisz tego, koleś? Owinęła sobie nas wokół palca. - Po wypowiedzeniu słów, które wywołały u mnie osłupienie, założył na siebie koszulkę, wcześniej leżącą na ziemi.
- Zwariowałeś? - Obróciłam się w jego stronę. - Czy ty słyszysz, co mówisz? - Spytałam, czując szczerą ochotę na to, by wyrzucić ich oboje z domu. Miałam serdecznie dość kłótni i napadów złości, do których każdy z nich mnie doprowadzał.
- Nie wierzę – znowu odezwał się Justin.
- I dobrze, bo kłamie! - Krzyknęłam, wyrzucając ramiona w górę. Moja głowa była bliska wybuchnięciu.
- Nie wierzę, że muszę się z tobą zgodzić – Justin przytaknął Jamesowi.
Zadrżałam, wpatrując się jak ten podchodzi do swojego byłego przyjaciela.
- Zwariowałeś? - Uniosłam głos, wytrzeszczając przy okazji oczy. Byłam w kompletnym szoku.
- To, że się nami bawisz, nie zmienia faktu, że to ja cię lepiej posuwałem – zaśmiał się Jay, spodziewając się rozbawienia ze strony Biebera. Jak bardzo się mylił... Szatyn o karmelowych oczach w jednej chwili z rozbawionego, przybrał bojową pozycję i nim się obejrzałam, jego pięść znalazła się na twarzy Jamesa.
- Nie będziesz tak o niej mówił – wysyczał, zadając kolejne ciosy. Jak bardzo byłabym złą, gdybym ich tu zostawiła? Zdanych na samych siebie? Niestety, moje sumienie uzmysłowiło mi, że nie powinnam pozwolić na to, by pozabijali się we wnętrzu mojego domu.
- Wynoście się! - Warknęłam, podchodząc do nich. Justin atakował, podczas gdy temu drugiemu pozostało tylko się bronić. Nie wchodziłam między nich, bojąc się, że mogę oberwać.
- Nie chcę was widzieć! - Chwyciłam za koszulkę Jamesa, by chociaż zwrócić ich uwagę. Sytuacja ta musiała wyglądać naprawdę komicznie, ale mi nie było do śmiechu, gdy ciągle w głowie huczały mi słowa ukochanego.
- Wynoście się z mojego domu! - Zagrzmiałam, a głos rozniósł się echem po pomieszczeniu. Wreszcie zareagowali, zatrzymując swoje pięści. Oboje byli nieźle poturbowaniu – Justin miał pod okiem czerwony, podpuchnięty ślad, gdzie pewnie niedługo pojawi się siniak; warga Jamesa była rozcięta, a koszulka przy szyi rozdarta. Wpatrując się w nich, nagle zachciało mi się wymiotować. Czułam się totalnie rozstrojona psychicznie.
- Kazałam wam się wynosić – zaakcentowałam rozkaz, wymawiając każde słowo głośno i wyraźnie. Miałam naprawdę po dziurki w nosie ich szczeniackiego zachowania.
- Jeszcze się zobaczymy – powiedział Justin. Nie wiedziałam jak interpretować jego słowa, tuż po tym jak potwierdził to, że się nim bawię.
- Idźcie już – mój ton z szorstkiego i władczego, zamienił się w błagalny. Gdy wreszcie wypchnęłam ich przez próg, mogłam zrobić to na co cały czas czekałam. Opierając się o drzwi, osunęłam się na kolana i zaczęłam płakać.
Łzy skapywały na moją koszulkę, tworząc coraz to rozleglejsze plamy.
Justin's POV:
- To co? Idziemy na piwo? - Spytał James, uśmiechając się do mnie.
- Żartujesz prawda? - Spojrzałem na niego tak jakby w jednej chwili zamienił się w kosmitę. - Myślisz, że teraz wszystko będzie tak jak kiedyś? Że znowu będziemy przyjaciółmi? - Zarechotałem, idąc wzdłuż dróżki przed domem Kate. - To, że chciałem, by na nowo cię znienawidziła nie zmienia faktu, że już nigdy nie będę traktował cię jak brata. Myślałeś, że naprawdę popieram to wszystko, co o niej powiedziałeś? Stary, ja ją kocham – wyznałem, przeczesując włosy. - A tobie najwyraźniej zależy tylko na tym, co ma w majtkach – nie czekając na jego odpowiedź, wsiadłem do swojego nowego samochodu. Poprawiając lusterko, spojrzałem jeszcze raz ja Jamesa, który dalej stał na płycie chodnikowej z rozdziawionymi ustami.
- Chciałeś mnie pogrążyć? Pamiętaj, że możemy oboje grać w tę grę – powiedziałem do siebie i już po chwili odpaliłem samochód.
Teraz pozostało mi tylko wymyślić plan na pozbycie się Megan, by w życiu moim i Kate na nowo zapanował spokój. Im szybciej tym lepiej, bo długo bez Katie nie wytrzymam.
Kate's POV:
- To nie mogło stać się naprawdę – jęknęłam, czując narastający ból głowy. Od ponad pół godziny siedziałam w tej samej pozycji, a płacz nie ustępował. Po raz kolejny analizowałam całe zajście, którego byłam uczestniczką.
- Wkopałam się w niezłe gówno – podniosłam się wreszcie na nogi, by móc usiąść na czymś wygodniejszym.
- On musi mnie teraz naprawdę nienawidzić – usiadłam na kanapie, widząc przed oczyma wściekły wyraz twarzy Justina. - Ale sama jestem sobie winna – czułam suchość w gardle. Całą energia, którą wcześniej byłam naładowana, teraz ze mnie uleciała. Wpatrując się w okno, zaczęłam zastanawiać się, co ze sobą zrobić. Potrzebowałam ucieczki. Nie mogłam się poddać i załamać. Nie zniosłabym, gdyby moja porażka dała komukolwiek satysfakcję. Przetarłam policzka, wciągając powietrze do płuc.
Wdech i wydech.
Potrzebowałam siły, by sprostać wszystkiemu.
Potrzebowałam czegoś, co wzmocni mnie psychicznie.
I nagle zapaliła mi się w głowie żarówka.
*
Po wzięciu szybkiego prysznica i ubraniu się, zeszłam na parter, by skorzystać z telefonu domowego. Podniosłam słuchawkę, od razu przykładając ją do ucha. Niestety, zamiast charakterystycznego pykania, usłyszałam jedynie ciszę. Najwyraźniej wystąpiły jakieś problemy z linią. Co miałam w tamtej chwili zrobić? Komórki od dawna nie miałam, a jakoś po taksówkę trzeba było zadzwonić.
- No nic. Pozostaje mi wybrać się na długi spacer – nie chciałam się poddać, więc szybko założyłam buty i wyszłam z domu. Brak taksówki nie mógł spowodować zmiany moich planów. Jednak fakt, że domowy telefon psuje się zmusił mnie do pójścia po nową komórkę. Poprawiłam torebkę wiszącą na moim ramieniu.
*
- To najnowszy model – sprzedawca dwoił się i troił, by tylko wepchnąć mi najdroższy telefon w swoim salonie. - Szóstka oferuję ogromną gamę możliwości i... - przerwałam mu, mając dość jego irytującego głosu.
- Biorę ten srebrny model. - Zadecydowałam, a na twarzy ekspedienta pojawił się ogromny uśmiech.
Po wręczeniu karty, myślałam tylko o tym, by wreszcie trafić do upragnionego celu mojej wyprawy. Spacer do centrum handlowego zajął mi prawie godzinę, ale mimo bólu nóg, byłam z siebie dumna. W ostatniej chwili przypomniało mi się o karcie, więc poprosiłam, by sprzedawca również ją dodał do rachunku.
Przecież nie miałam zamiaru wracać piechotą, niosąc kilka butelek wypełnionych różnorakim alkoholem. Tym razem musiałam zadzwonić po taksówkę.
Wychodząc ze sklepu, uzupełniłam nowy zakup o kartę SIM, od razu wystukując znany nie od dziś numer postoju taksówek. Skierowałam się żwawym krokiem w stronę monopolowego.
*
Tego dnia chciałam naprawdę zapomnieć, a słysząc pobrzękiwanie w torbie, którą niosłam, wiedziałam, że mi się to uda.
Taksówka czekała przed wyjściem.
Ułożyłam butelki na sąsiednim miejscu pasażera, uważając, by żadnej nie stłuc.
Po chwili jechałam w stronę domu, podziwiając pomarańczowe, dziwnie bezchmurne niebo.
Z utęsknieniem, planowałam w głowie wieczór.
*
Siedziałam po turecku na kanapie, wpatrując się w otwarte butelki stojące przede mną na stoliku. Każdą z nich napoczęłam, a przez fakt, że nic tego dnia nie jadłam, w głowie porządnie mi już szumiało. Jednak to nie był koniec. Potrzebowałam zapomnienia, odpoczynku od tego wszystkiego. Chciałam, by kilka ostatnich dni zniknęło z kalendarza.
Wiedziałam, że jeśli pozwolę na to, by pokonał mnie James, Justin czy Megan oznaczać to będzie tym samym moją największą porażkę. Nie chciałam upaść, gdy jeszcze tak niedawno odbiłam się od dna.
Alkohol przyjemnie stymulował moje wnętrze, podczas gdy ja upajałam się przyjemną ciszą, która mnie otaczała.
- Za nowy początek – sięgnęłam po butelkę tequili, by po chwili upić z niej kilka naprawdę sporych łyków.
- I żebym wreszcie przestała żałować wszystkiego, co zrobię – dokończyłam ciszej, drugą dłonią chwytając butelkę z wódką. Kolejna dawka alkoholu znalazła się w moim gardle.
*
- Jestem bezużyteczna! - Krzyknęłam podnosząc się z kanapy. Pusta butelka, którą przed momentem opróżniłam, z łoskotem spadła na podłogę, rozpryskując się na kawałki.
- Nawet najbliższych po czasie odtrącam – warknęłam złośliwie, opadając z rozpaczy na kolana. Alkohol po dawce radości, którą wywołał, zwrócił mi z podwójną siłą bezsilność, taką jaką czułam, będąc trzeźwą. Jedyną różnicą był stan większej nieważkości i głośny szum w głowie.
Zapragnęłam nagle pooddychać świeżym, chłodnym powietrzem, więc biorąc ze sobą butelkę z niebieskim trunkiem, chwiejąc się na nogach, przeszłam na taras. Zadrżałam, krocząc gołymi nogami po zimnej trawie. Kamyczki wbijały mi się w stopy, ale nie obchodziło mnie to. Jak zaczarowana wpatrywałam się w granatowe niebo upstrzone milionem gwiazd. I jak na zawołanie usłyszałam w głowie obietnicę Justina.
~flashback~
- Pytałaś się, czy kiedyś cię zostawię – szepnął, jakby bał się, że ktoś nas usłyszy. Zaskoczona powrotem do owego tematu udało mi się jedynie przytaknąć.
- Będę przy tobie tak długo, jak długo świecić będą gwiazdy. – Po wypowiedzeniu tego zdania naparł na mnie swoimi wargami, a ja po chwili już zupełnie zapomniałam o tym, że było mi zimno.
~end of flashback~
- Właśnie widać jak „będziesz ze mną tak długo, jak świecić będą gwiazdy” - zironizowałam słowa szatyna, mimo narastającego bólu w klatce piersiowej. Głowa na nowo zaczęła mi pulsować, a ból w płucach stopniowo zamieniał się w pieczenie.
- I gdzie teraz jesteś, co? Znienawidziłeś mnie, chociaż chciałam tylko twojego dobra. - Usiadłam na zimnej ziemi, nie przejmując się tym, że mogę ubrudzić ubrania. W tamtej chwili nic mnie tak naprawdę nie obchodziło.
- Czemu wszystko nie może iść po mojej myśli? Wszystko się wali... - Wargi mi zadrżały. Przygryzłam wnętrze policzka czując powiew zimnego wiatru. Włosy rozwiało mi na różne strony, zasłaniając tym samym moje oczy.
I nagle na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, ku zaskoczeniu pewnie wszystkich wcale nie wywołana zimnem. Do moich uszu dotarł wysoki, złowrogi śmiech. Czym prędzej odrzuciłam kosmyki do tyłu, by zobaczyć coś, co przerosło moje najśmielsze oczekiwania. W ostatniej chwili dostrzegłam kobiecie ciało, przebiegające przez trawnik.
Nim zdążyłam się podnieść, kobieta wybiegła z ogrodu, przed dom, powoli niknąc w ciemności.
Megan?
Przełknęłam głośno ślinę, uspokajając własny oddech.
I nagle na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, ku zaskoczeniu pewnie wszystkich wcale nie wywołana zimnem. Do moich uszu dotarł wysoki, złowrogi śmiech. Czym prędzej odrzuciłam kosmyki do tyłu, by zobaczyć coś, co przerosło moje najśmielsze oczekiwania. W ostatniej chwili dostrzegłam kobiecie ciało, przebiegające przez trawnik.
Nim zdążyłam się podnieść, kobieta wybiegła z ogrodu, przed dom, powoli niknąc w ciemności.
Megan?
Przełknęłam głośno ślinę, uspokajając własny oddech.
~*~
* - chodziło o to, że Justin domyślił się dlaczego Kate nagle go odrzuciła
~*~
* - chodziło o to, że Justin domyślił się dlaczego Kate nagle go odrzuciła
~*~
Od autorki: Mam nadzieję, że chociaż część z was nadal tutaj jest,
bez względu na tą długą przerwę., za którą oczywiście przepraszam.
I proszę was, byście dali mi siłę, żebym mogła to opowiadanie doprowadzić do końca.
Znajdziecie mnie tu:
bez względu na tą długą przerwę., za którą oczywiście przepraszam.
I proszę was, byście dali mi siłę, żebym mogła to opowiadanie doprowadzić do końca.
Znajdziecie mnie tu:
ROZDZIAŁ NIESPRAWDZONY.
SPRAWDZĘ GO NA SPOKOJNIE JUTRO.
SPRAWDZĘ GO NA SPOKOJNIE JUTRO.
*przepraszam za brak akapitów*
Cudowny ! :)
OdpowiedzUsuńZajebisty *.*
OdpowiedzUsuń:oo o nieee!!!
OdpowiedzUsuńTa szmata Megan znowu wróciła :o o kurwa! No co za suka -.-''
Justin, weź się w garść i weź w końcu zrób coś z tą przebiegłą żmiją... Prooszę cię noo ;c. A rozdział -> jak zawsze *-* cudowny :') ♥
Czekam na nn xoxo ♥
wow
OdpowiedzUsuńnaprawy dobry rozdział
trochę nie rozumiem co się stało między Justinem, a Jamesem
boję się o Kate ze wzgędu na Megan
czekam na nn ♥
zapraszam do mnie - fuck-everything-im-belieber.bloblo.pl
Justin zamiast krzyczeć i denerwować się na Kate wolał ośmieszyć Jamesa, pokazać na czym naprawdę mu zależy, więc ta gadka o tym, że mu wierzy to tylko próba prowokacji :)
UsuńUwielbiam! :D
OdpowiedzUsuńO Jeny, niesamowity rozdział! Niech oni się w końcu pogodza, niech Megan się odczepi. Tak bardzo szkoda mi Kate, całkiem się pogubiła i w dodatku tak kocha Justina i myśli, że on naprawdę jest na nią zły. Nie mogę już tego znieść ;( I Megan, ona mnie coraz bardziej przeraża... niech to się już skończy, błagam. Dziękuję za rozdział, jesteś cudowna! Życzę weny kochanie, buziaki xx
OdpowiedzUsuńSzczerzr mowiac James ma troche racji. Sama postac Kate mbie denerwuje. Myśle ze nie w prawdziwym zyciu nie dogadalybysmy sie. Wciąż najbardziej kocham Justina i to nie dlatego, ze jestem Belieber i, ze kocham go w każdym wydaniu. Hahahah
OdpowiedzUsuńRozdział podobał mi się bardzo, tęskniłam za Tobą. Jest coś w Twoim stylu pisania co urzeka ludzi. Czytam to od 8 rozd 1cz. I mam zamiar dotrwac do końca, a jak zawiesisz w połowie to skopie ci ten twój zgrabny tyłek. Wiesz jak Cię kocham, Pati
nie w takim momencie! teraz Kate powinna zadzwonić po Justina, on powinien przyjechać, objąć ją swoimi ramionami i powiedzieć, że "już jest dobrze, jestem przy Tobie" :(((((
OdpowiedzUsuńMega rozdział *.*
OdpowiedzUsuńMega rozdział *.*
OdpowiedzUsuńMega rozdziałv*. *
OdpowiedzUsuńOmg cudn rozdział *.*
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny
@aga_belieber
Zajebisty
OdpowiedzUsuńBałam się, że Justin już kompletnie odtrąci Kate, więc ucieszyło mnie że on jednak ciągle ją kocha. Boję się tylko co zrobiła Megan. Czuje że idzie fala kłopotów i dram.
OdpowiedzUsuńKocham i wszystkiego najlepszego w nowym roku <3
Świetny! Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńSupi
OdpowiedzUsuńBoski *-*
OdpowiedzUsuńEj tak nie może być oni muszą do siebie wrócić , bo to nie będzie miało sensu ;) A rozdział extra ;*
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńKocham <3
OdpowiedzUsuńZajebisty ❤✌👌
OdpowiedzUsuńKiedyś trafiłam na tego bloga i przeczytałam całą pierwszą część.
OdpowiedzUsuńDługo nie dodawałaś tu żadnych nowych postów i przestałam tu zaglądać.
Ostatnio ponownie natrafiłam na Twojego bloga i przeczytałam pierwszą część od początku i przeżywałam ją jakbym czytała pierwszy raz tego bloga.
Następnie przeczytałam drugą część i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Jest w tym opowiadaniu tyle emocji, które przeżywam razem z Kate za każdym razem.
Jesteś stworzona do pisania, na prawdę.
Jak czytałam to nie mogłam przestać a świadomość, że jest już 2:00 w nocy i powinnam spać nie dawała mi spokoju, ale w końcu udało mi się przeczytać całość.
Megan to suka, Kate tak na prawdę nic jej nie zrobiła.
Cieszę się, że Justin wrócił do niej i nie dał się jej kłamstwom.
Jems to dupek.
Uciekł do innej, a teraz śmie twierdzić, że ją dalej kocha, żałosne.
Oj, trochę się rozpisałam, wybacz.
Pisz szybko kolejny, prooooosze!
Obserwuje :)
http://lifelosesitsmeaning.blogspot.com/
Swietny,kiedy nastepny?:)jestem bardzo ciekawa rozwoju wydarzen!
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest jednym z lepszych jakie czytałam. :) Rozumiem że nie masz czasu i w ogóle ale nie mogę się doczekać następnych rozdziałów. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuń