4.01.2016

027. Why are you looking down all the wrong roads?

Od autorki: Pamiętacie jak mówiłam, że pokochałam to opowiadanie? Nie kłamałam. A kiedy mówiłam, że skończę je prędzej czy później? Nie kłamałam. A jak powtarzałam, że zależy mi na was i na waszych opiniach? Nie kłamałam. Jednak w jednej kwestii oszukałam siebie i Was. Podczas pisania "ostatnio" dodanych rozdziałów wmawiałam, że podołam wyzwaniu, że mimo coraz gorszej sytuacji prywatnej uda mi się nie zawieść. Niestety, nie byłam na tyle silna. Jednak teraz, wraz z nowym rokiem otrzymałam od losu ogromnego kopa, który naładował mnie przeogromnym pokładem energii, którą postaram się wykorzystać w należyty sposób. I dlatego wracam. Potrzebowałam tej przerwy, ale mam nadzieję, że jeśli nadal tu jesteście, to zrozumiecie i chociaż postaracie mi się wybaczyć.
I nadal kocham z całego serca.
PS. DZIĘKUJĘ ZA 300 000 WYŚWIETLEŃ!


Justin's POV:
- Bieber – warknął strażnik stojący po drugiej stronie kraty. Nie reagowałem, wpatrując się w sufit.
- Ktoś do ciebie – prawie natychmiast moje ciało się spięło. Przekręciłem głowę, by móc ujrzeć gościa. Nie spodziewałem się zobaczyć tam matkę Kate. Natychmiast podniosłem się z pryczy.

Kate's POV:
- Domyślasz się gdzie mogła pójść? - Spytała Kim. Nie reagowałam, wpatrując się w widok za oknem.
- Nie obchodzi mnie to – szepnęłam, próbując zaakceptować słowa, które usłyszałam od lekarza. Ja? W ciąży? Wiedziałam, że okres to żaden dowód, bo może się czasami pojawić podczas okresu, ale gdy pojawił się po wzięciu tabletek...Jak na to zareaguje Justin? Przecież nie będę w stanie mu powiedzieć. On tego nie zaakceptuje.
Jeszcze ta operacja... Co jeśli do niej nie dojdzie? Albo poronię w trakcie?
- Przecież to twoja matka.
- No coś ty? - Spojrzałam na zagubioną dziewczynę. Jej oczy pełne były strachu i niepewności. Ja wolałam na siebie wtedy nie patrzeć. Jeśli wyglądałam chociaż w połowie tak źle jak się czułam to na mój widok wszystkie lustra popękałyby. - Ostatnią rzeczą jakiej pragnę to ją teraz oglądać – szepnęłam niby do niej, chociaż nie chciałam, by słowa przedarły się przez barierę. Osłonę, którą musiałam sobie stworzyć. Bez niej już dawno, po usłyszeniu słów lekarza wyskoczyłabym przez okno.
- Kate...
- Proszę cię. Daj mi spokój – i chwilę później wróciłam do świata snu. Przynajmniej tam mogłam odpocząć. Bezpieczna przystań.
*
Justin's POV:
Podszedłem do kraty, by móc spojrzeć w jej smutne i przerażone oczy. Natychmiast odsunęła się jak najdalej mogła. A raczej na tyle, na ile pozwalała jej ściana równoległa do celi.
- Justin – szepnęła. Ledwo zdołałem ją usłyszeć mimo skupienia i chęci zapamiętania każdego drobnego słowa wypływającego z jej ust. Wiedziałem, że jest coś nie tak. Coś musiało się stać z Kate. Nie, tylko nie teraz, kiedy jestem tu zamknięty.
- Jak czuje się Kate? - Spytałem natychmiast, nie wiedząc czy na pewno chcę usłyszeć odpowiedź.
- Ona... - Nie odrywałem oczu od kobiety.
- Proszę, niech pani mówi, bo zaraz skończy się czas odwiedzin – spojrzałem z pogardą na strażnika stojącego tuż obok.
- Ona nie będzie zadowolona, że dowiesz się tego z moich ust, ale boję się, że popełni błąd. Ogromny błąd, którego dopuścić się nie może.
- Długo jeszcze? - Zdenerwowany warknąłem. Nienawidziłem czekać, w szczególności, jeśli miałem ograniczony czas.
- Kate spodziewa się dziecka. Jak mniemam – waszego dziecka.
Czy to jakiś pierdolony żart?
*
Kate's POV:
- Wiesz czego boję się najbardziej na świecie? - Szepnęłam do Kim, która nie odchodziła nawet na krok od mojego łóżka, kiedy ja wpatrywałam się tępo w widok za oknem. Spojrzała na mnie wyczekująco. Przełknęłam ślinę, łapiąc z nią kontakt wzrokowy.
- Że zasnę i więcej się nie obudzę. Nie zobaczę oczu Justina, nie poczuję jego dotyku, nie będę mogła porozmawiać z tobą, ani nie dowiem się czy zagrożenie w postaci Megan już minęło. Jeśli nie znajdą tego pierdolonego serca dla mnie, nie będę miała też możliwości urodzić – dłonie ułożyłam na pościeli pokrywającej brzuch. - Nie mogę umrzeć, choćby ze względu na nowe życie, za które jestem odpowiedzialna.
- Kochana, nie możesz nic zrobić. Nie zmienisz biegu wydarzeń, teraz potrzebna jest ci wiara. Wiara w to, że powinnaś żyć i być wreszcie szczęśliwa z Justinem.
- Niezła ironia. Kiedy poznałam Justina on uznał, że to przeznaczenie, według którego mam teraz stąd odejść. Może tak będzie po prostu lepiej? - Zniżyłam swój głos do szeptu, znów wpatrując się w szybę. Czas coraz wolniej płynął.
*
Justin's POV:
- Żartuje sobie pani? Przecież ma okres - nie potrafiłem uwierzyć w słowa kobiety.
- Miesiączka może pojawić się nawet w 3 miesiącu ciąży, to żaden dowód. W szpitalu zrobili USG, a sam płód ma zaledwie kilka dni. 
- Nie, tylko nie teraz. To nie może być prawda. Nie, nie, nie – chwyciłem się za pęki włosów, nie potrafiąc zrozumieć dlaczego akurat na nas spada tyle nieszczęścia w tak krótkim czasie. Czy to zapłata za moje błędy z przeszłości? Jeśli tak to czemu Kate musi cierpieć? Czemu nie możemy oboje być szczęśliwi, razem, bez żadnych problemów? Uderzyłem pięścią w ścianę, na tyle mocno, że rozciąłem knykcie. Zaczęła sączyć się krew.
- Co masz zamiar zrobić? - Spytała cicho.
- Nie mam bladego pojęcia – szepnąłem, osuwając się po ścianie celi. Nim się spostrzegłem, z oczu wypłynęły mi łzy.
*
Kate's POV:
- Może kiedy Austin dał mi wybór, powinnam zgodzić się na jego warunki? Dzięki temu oni nie musieliby teraz siedzieć w areszcie. - Westchnęłam, ciągle próbując znaleźć jakieś wyjście z sytuacji.
- O czym ty mówisz?
- Obiecał, że nie wniesie oskarżenia, jeśli się z nim prześpię. Nie chciałam tego zrobić Justinowi. Już tyle przez moją lekkomyślność wycierpiał, nie chciałam go po raz kolejny ranić. Teraz mam jednak wątpliwości.
- Nawet tak nie myśl, Justin na pewno woli zapłacić odszkodowanie niż byś ty miała oddawać temu kretynowi swoje ciało.
- Ale musi być jakieś wyjście.
- Co chcesz zrobić, będąc przykutą do łóżka?
- Muszę coś zrobić – i nagle zapaliła mi się w głowie żarówka. - Już wiem! Masz może mój telefon?
*
Justin's POV:
- Wraca pani teraz do szpitala? - Nie ruszałem się z miejsca, jedynie unosząc głowę.
- Ona mnie nie chce widzieć, ale mam pewną sprawę do załatwienia. - Po chwili wstałem i zbliżyłem się do kraty. - Mogłaby pani podejść? - Spytałem śmiało. Zrobiła to, dzięki czemu mogłem się jej przyjrzeć bliżej i zobaczyć coś, co zmroziło mi krew w żyłach.
- Ile nocy pani nie przespała?
- Proszę, mów do mnie mamo, w końcu jesteś ukochanym mojej córki. - Wiedziałem, że chciała zmienić temat, ale nie mogłem odpuścić.
- Ile nocy nie przespałaś, mamo? - Jej oczy były tak przekrwione, że prawie nie było widać białka, a sińce pod oczami miały kolor dojrzałej śliwki.
- Justin, daj spokój.
- Co się dzieje? Przecież słyszę, że coś ukrywasz, mamo. 
- Nic mi nie jest, dziecko.
- Nie osz...
- Proszę, opiekuj się i kochaj moją córkę najmocniej na świecie. - I ruszyła do wyjścia, jednak nim minęła zakręt rzuciła mi ostatnie spojrzenie. Przytaknąłem, potwierdzając jej słowa i przyjmując obietnicę. Wiedziałem, że najgorsze jeszcze nadejdzie.
*
Kate's POV:
- Odbierz kretynie, odbierz – szeptałam do telefonu, czując coraz silniej bijące serce. W końcu usłyszałam męski głos.
- Jeśli dzwonisz by mnie przeprosić to jestem naprawdę zaskoczony – Austin jak zwykle zadufany w sobie.
- Dzwonię, żeby się dogadać. W tym wypadku raczej słowa nie wystarczą.
- Sugerujesz, że zmieniłaś zdanie, kotku? - Słysząc zdrobnienie zachciało mi się wymiotować, ale musiałam dalej ciągnąc to wszystko. Kim siedziała i wpatrywała się we mnie totalnie oniemiała.
- Patricia mi wygadała, że organizujesz niedługo imprezę, ale o szczegóły kazała pytać ciebie – oczywiście, nic nie wiedziałam, o żadnej domówce, ale gdybym tego jakoś nie potwierdziła, pewnie wyczułby podstęp. - Więc? Kiedy mam się u ciebie zjawić?
- Jestem naprawdę zadowolony z twojej nowej postawy. Goście mają się zebrać jutro około 21, więc wpadnij po 22.
- W takim razie do jutra – uśmiechnęłam się dumnie, wiedząc, że plan zaczyna się powoli spełniać. Teraz niestety, trudniejsza jego część. Po kilku chwilach nareszcie odnalazłam numer komisariatu policji. Wybrałam czym prędzej numer, zagryzając wargę. Nie musiałam długo czekać.
- Czy mogę rozmawiać z funkcjonariuszem Shawnem? Mam kilka informacji odnośnie dochodzenia, które obecnie prowadzi – starałam się brzmieć poważnie. Wiedziałam, że jedynie on będzie mógł pomóc Justinowi. Kiedy odwiedził nas ostatnio, po tym jak James zranił Megan wydawał się naprawdę całkiem dobrym facetem. Miałam tylko nadzieję, że faktycznie, będzie w stanie uratować chłopaków.
- Shawn Mendes? - Usłyszałam w słuchawce. Od razu potwierdziłam. Nie pamiętałam czy podawał nam swoje nazwisko, więc musiałam improwizować.
- Shawn Mendes przy telefonie, słucham – znowu usłyszałam piskliwy głos i prawie wyskoczyłam z łóżka. To musiał być dobry znak.
- Witam, z tej strony Kate Cyrus. Niedawno był pan u mnie w domu w sprawie napaści Jamesa Connora na Megan Firch. Rozmawiał pan z Justinem Bieberem, moim chłopakiem. - Wytłumaczyłam, modląc się o to, by pamiętał.
- Tak, tak, bardzo dobrze pamiętam. Wasza sprawa była dość zawikłana.
- Taak i dlatego właśnie dzwonię. Bo uwikłała się jeszcze bardziej – zaśmiałam się cicho.
- Naprawdę? - Shawn brzmiał na rozluźnionego i naprawdę skorego do współpracy.
- Teraz Justin i James są oskarżeni o rzekomą napaść na Austina Mahone. - Cisza. Oczekiwałam jakiejś jego reakcji, ale kiedy jej nie uzyskałam, postanowiłam mówić dalej.
- Wie pan może kto prowadzi tę sprawę? Bo oni oboje są niewinni – skłamałam. Kim spojrzała na mnie zaskoczona. Pokazałam jej kciuk w górę, by bez słów przekazać swoje dobre zamiary.
- Ma pani jakieś dowody? Albo informacje?
- Austin jest zamieszany w dilerkę narkotyków. Organizuje często imprezy, na których opycha towar, ale ostatnio interesy szły mu coraz gorzej i potrzebował dużego zastrzyku pieniędzy. I właśnie dlatego wykorzystał ślady po imprezowej bójce, by wnieść oskarżenie i uzyskać od chłopaków odszkodowanie.
- Wierzę pani – odpowiedział natychmiast. - Ale to nie zmienia faktu, że potrzebujemy dowodów.
- Będzie je pan miał już jutro. Wystarczy pojechać do domu należącego do Austina Mahone jutro przed jedenastą w nocy i sam pan zobaczy.
- Jutro o jedenastej? Jesteś pewna? - Szybka zmiana na „ty” nie przeszkadzała mi, jeśli on faktycznie zjawi się z policją u Austina.
- Na sto procent.
- Mam ponad 24 godziny, powinienem zdobyć zgodę prokuratury na przeszukanie mieszkania.
- Nie będziesz musiał długo szukać. - Na te słowa zaśmiał się. - Tylko mam prośbę. Proszę, zrób wszystko, by Justin i James zostali uniewinnieni – i tymi słowami zakończyłam rozmowę. Kim prawie natychmiast złączyła moje drżące dłonie.
- Uspokój się, proszę. Już teraz nie chodzi tylko o twoje życie, kochana – posłała mi mały uśmiech. Odwzajemniłam go po dłuższej chwili. Wreszcie uwierzyłam, że to wszystko może skończyć się dobrze. A przynajmniej miałam taką nadzieję i postanowiłam się jej trzymać niczym koła ratunkowego.
______________________
Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Za co?
Za wszystko.

11 komentarzy:

  1. W końcu rozdział jesteś mega ! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu rozdział jesteś mega :*

    OdpowiedzUsuń
  3. 3 razy TAK :D Nie mogę doczekać się następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja również Ci dziękuję. Proszę daj jej żyć

    OdpowiedzUsuń
  5. Ona nie umrze.
    Ona nie umrze.
    ONA NIE UMRZE.
    O N A N I E M O Ż E U M R Z E Ć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się,że wróciłas :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Od wczoraj czytam bloga.. przeczytałam całego i powiem Ci, że dawno mnie żadna książka tak nie wciągnęła jak twoje opowiadanie. Niespodziewane zwroty akcji, wciągające opisy... Na prawdę jestem pod wrażeniem i czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze ,że już jesteś!!

    OdpowiedzUsuń
  9. WOW, przeczytałam całe ff w kilka godzin i jak już wspomniałam WOW! ❤❤ Mogę Cię zapewnić, że masz zapewnionego noweczo czytelnika i regularne komentarze. ;* Mam nadzieję, że i Ty będziesz tu wstawiała rozdziały systematycznie. Świetne ff! ❤ Będę się podpisywała pod komentarzami, jako:/kasta

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak bardzo się cieszę ze wróciłas. Rozdział boski

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział czekam na nastepny :*

    OdpowiedzUsuń