26.01.2015

014. I never meant to make you cry.

Kate's POV:
- Gdzie on do cholery jest?! - Po wejściu do domu szybko zamknęłam wszystkie drzwi i okna, tak by nikt nieproszony nie dostał się do środka. W mojej głowie niczym zdarta płyta powtarzał się obraz biegnącej kobiety. Byłam w stu procentach pewna, że to Megan. Oddech mimo wszelkich starań nadal miałam nieregularny, płytki, urywany; suchość w gardle stała się nagle nie do zniesienia, a serce biło z taką szybkością, że dziwiłam się dlaczego nadal stoję. Po sprawdzeniu wszelkich wejść do domu podbiegłam do telefonu domowego, który nadal był nieaktywny.
Ale moment... To niemożliwe, by sieć odcięła kogokolwiek na tak długo od telefonu. Chwyciłam drżącą dłonią kabel, który bez namysłu pociągnęłam w swoją stronę. Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić mojego strachu, gdy zobaczyłam, że jest równiutko przecięty.
To wcale nie jest wina zasięgu.
Ten kabel ktoś po prostu umyślnie uszkodził.
Czy to znaczy, że Megan była w domu?
Pisnęłam cicho pod nosem, z przerażeniem rozglądając się dookoła. Czułam się jak w jakimś tanim horrorze. Alkohol potęgował mój strach, rosnący z każdą chwilą.
- Pieprzona suka – warknęłam ze złością. Wielkimi susami wbiegłam do kuchni otwierając szufladę i wyciągając z niej duży nóż. Widziałam jak uciekła, ale wolałam dmuchać na zimne. Cały czas starając się mieć oczy dookoła głowy, przeszłam do salonu zabierając jedyną nieotwartą butelkę whiskey.
Czując się odrobinę bezpieczniej ruszyłam w górę schodów. Jednak bez względu na wszelkie środki bezpieczeństwa, których użyłam, nasłuchiwałam jakichkolwiek szmerów, a oczami próbowałam zarejestrować każdy najmniejszy ruch. Na szczęście w drodze do sypialni nie spotkało mnie nic nader zaskakującego. Usiadłam na łóżku, odkładając ostre narzędzie na szafkę tuż obok. Po chwili otworzyłam trunek. Chciałam tej nocy wypić wystarczająco dużo alkoholu, by całkowicie „odlecieć”, więc nawet niespodziewane odwiedziny blondynki nie mogły zmienić moich planów. Po jakichś pięciu łykach znowu chwyciłam nóż i podniosłam się, lekko chwiejąc się na nogach. Wysuwając ramię z bronią przed siebie postanowiłam upewnić się, że piętro, a przynajmniej moja sypialnia, balkon i łazienka, z której korzystałam jest wolna od jakichkolwiek pozostałości po Megan. Wiedziałam, że gdybym ją tylko zobaczyła nie wahałabym się ani chwili - po prostu dźgnęłabym ją w brzuch; chociaż nawet ten ból nie mógłby być porównywalny do krzywd, które ona mi wyrządziła.
- Nienawidzę cię – szeptałam pod nosem, czując się jak w szaleńczym transie. Gdyby ktoś z was mnie w tamtej chwili zobaczył pewnie uznałby mnie za obłąkaną, bo na takową zapewne wyglądałam. To właśnie to, co ból, cierpienie i strach potrafią zrobić z człowiekiem.
Na całe szczęście nic na piętrze nie wzbudziło moich podejrzeń, więc ze spokojniejszym rytmem serca wróciłam do łóżka.
Nie mam pojęcia ile minęło do chwili, gdy butelka została opróżniona, ale jednego jestem pewna. Chwilę później zasnęłam przez nadmiar alkoholu we krwi. No, chociaż to tamtego dnia mi się udało.
*
- Więcej nie piję – jęknęłam, przebudzając się, zaplątana w pościel. Podniosłam się na obolałych ramionach, by rozejrzeć się po sypialni. Pusta butelka po whiskey stała na podłodze, nóż nadal leżał na szafce, a za oknem lało. Cóż, to uroki mieszkania w Nowym Jorku. Zachciało mi się w tamtej chwili ziewać, ale powstrzymałam ten odruch, wiedząc jak bardzo wysuszony mam przełyk. Na całe szczęście ból głowy nie był tak ogromny jak myślałam, że będzie. Wstając z łóżka musiałam prędko złapać równowagę, bo z nią miałam ogromny problem. Przetarłam oczy, chcąc pozbyć się mroczków. Kiedy poczułam się trochę pewniej na własnych nogach sięgnęłam po nóż i ruszyłam do drzwi, marząc o szklance zimnej wody.
W drodze na parter czułam gulę w gardle, bojąc się o swoje życie. Co jeśli ona wróciła? Co jeśli Megan znalazła sposób na to, by dostać się do mojego domu? Zatrzymałam się tuż przed wejściem do kuchni, ściskając mocno powieki.
- Wszystko będzie dobrze – szepnęłam do siebie. - Nic ci nie grozi. Justin niedługo przyjedzie i zabierze cię z tego piekła – powtarzałam to jak mantrę, chcąc chociaż na chwilę w to uwierzyć, zapomnieć o tym, że nawet we własnym domu nie byłam już bezpieczna. Zagryzłam wnętrze policzka, licząc w myślach do dziesięciu. Po upływie wyznaczonego czasu, z wolna rozchyliłam powieki. W dłoni nadal dzierżyłam, ile sił w palcach, nóż by w razie potrzeby z niego skorzystać. Nie chcąc za nic w świecie obrócić się do tyłu, pognałam do kuchni, by wreszcie napić się czegoś orzeźwiającego. Przy okazji wzięłam aspirynę, by całkowicie pozbyć się dręczącego bólu głowy.
Usiadłam na krześle, próbując przebić się przez strach i szum w głowie, aby dotrzeć do poukładanych myśli. Brak bezpieczeństwa i zagrożenie, którym była dla mnie Megan odczułam dopiero wczoraj wieczorem. Pogróżki to nic w porównaniu z niezauważonym włamaniem do domu. Wiedziałam, że gdyby był ze mną Justin nie musiałabym się o nic martwić, jednak wolałam, by był bezpieczny, nienarażony na złość blondynki przeze mnie.
- Co ja teraz zrobię? - Wsparłam głowę na dłoniach, skupiając wzrok na blacie kuchennym, przy którym siedziałam. - Nie mam nawet jego cholernego numeru – ściszyłam głos, mozolnie próbując ułożyć jakikolwiek plan. W głębi duszy wiedziałam, że nawet gdyby nie to, że nie miałam do Justina jakiegokolwiek kontaktu to i tak nie mogłam go w to wszystko wplątywać. Zresztą, nie byłam pewna czy chciałby mnie widzieć po tej ostatniej kłótni.
- Cholera – ilość uczuć, które odczuwałam całkowicie mnie ogłupiały. Najchętniej schowałabym się w jakimś bezpiecznym miejscu i nie wychodziła stamtąd do czasu, aż Megan umrze, nawet jeśli miałaby to być jej śmierć ze starości. - Ona musi mnie naprawdę nienawidzić – nie wiedzieć dlaczego na mojej twarzy pojawił się nagle sarkastyczny uśmiech.
- Jeśli mnie teraz obserwujesz – podniosłam głos – wiedz, że nie pozwolę ci wygrać – w chwili gdy wypowiedziałam ostatnie słowo, nóż znalazł się z powrotem w szufladzie, tam gdzie jego miejsce.
- Obie możemy zaszaleć – i już wiedziałam, gdzie pójdę, by tylko na noc nie zostać w domu.
W moich oczach pojawiły się iskierki na samo wspomnienie kolorowych automatów do gier.
Kasyno, nadchodzę.
*
Wieczór przybył z zastraszającą szybkością. Ubierałam ostatnią część mojego stroju, gdy na dworze zrobiło się już ciemno.
- Jest dobrze – szepnęłam, przyglądając się własnemu odbiciu w lustrze. Czułam, że tej nocy coś się zmieni. Tylko pytanie, czy na dobre? Musiałam wierzyć, że tak będzie. Sięgnęłam po torebkę, w której znalazły się najpotrzebniejsze drobiazgi i wyszłam, gdy tylko usłyszałam dźwięk samochodowego klaksonu. Dzięki ci Boże za taksówki.
*
Nogi dygotały mi, gdy zmierzałam w kierunku wejścia. Torebka nagle zaczęła ciążyć mi na ramieniu, gdy przechodziłam przez próg galerii. Bywałam tu tyle razy, a nigdy nie zwróciłam uwagi na kasyno. Jak to możliwe? Przełknęłam ślinę, zmierzając do celu. Bałam się, ale to chyba oczywiste? Za pierwszym razem był ze mną James, a w tamtej chwili zdana byłam wyłącznie sama na siebie.
Zsunęłam torebkę z ramienia, chwytając jej pasek palcami. Z gorącem rozpływającym się na mojej twarzy, wreszcie dotarłam do kasyna. Tak jak za pierwszym razem, zaskoczyła mnie ilość kolorów i różnorodność automatów do gier. Jednak coś było nie tak... Nie mam pojęcia czy to dzięki obecności Jamesa czy alkoholu, nie dostrzegałam innych ludzi dookoła. Wcześniej pewna byłam, że przychodziły tu głównie młode osoby, żądne rozrywki. Myliłam się. Widząc mężczyzn odzianych w garnitury, siedzących przy ogromnym stole do ruletki, zatrzymałam się.
- Chyba przyda mi się trochę wódki – szepnęłam do siebie, ledwo rozchylając usta. Lekko otępiała, skierowałam się do baru. Speszona, nie rozglądałam się dookoła, a mimo to czułam na sobie wzrok innych. Nie miałam racji. Nie wystarczyłoby mi „trochę” wódki...
*
Kim's POV:
- I co masz zamiar zrobić? - spytałam, wychodząc z pokoju. Telefon wreszcie mogłam umieścić w dłoni.
- Nie potrafię się zdecydować czy najpierw wyrwać nogi z dupy Jamesowi za to, że śmiał ją dotknąć czy znaleźć Megan i zabić ją za to, że przez nią straciłem Kate. - Justin próbował obrócić wszystko w żart, ale nie potrafił ukryć smutku w głosie. Wiedziałam, że czuł się naprawdę źle.
- Obydwie opcje o ile dobrze wiem, są karalne, więc odpadają. Wymyśl coś lepszego, kochaniutki – zaszczebiotałam, chcąc go rozbawić. Nie udało mi się to, ale cóż się dziwić? Sama byłam nieźle podminowana tym wszystkim.
- Akurat konsekwencję mam gdzieś, najważniejsza jest Kate.
- A nie jesteś na nią wściekły? - Spytałam, domyślając się odpowiedzi.
- Nie potrafię, bo kocham ją ponad wszystko. - Tak właśnie zakończył naszą rozmowę. Jestem przekonana, że tuż przed wciśnięciem czerwonej słuchawki, rozpłakał się, a jego pochlipywanie rozbrzmiewało w mojej głowie.
Co ja mam zrobić?

Kate's POV:
- W takim stanie to raczej sobie dzisiaj mała nie pograsz – odezwał się barman, którego guziki białej koszuli ledwie trzymały się, podczas gdy materiał opinał jego ogromny brzuch. Prawdziwy piwosz.
- A dlaczego nie? - Uwierzcie, myślałam, że to ja wypowiedziałam te słowa. Do czasu, aż mężczyzna za ladą zniknął. Obok mnie jakby znikąd pojawił się starszy, lekko siwiejący krawaciarz, który wcześniej prawdopodobnie siedział przy stole z ruletką. To on o to spytał.
- Może dlatego, że gdy wstanę z tego stołka pewnie wyląduję na kolanach? - Zachichotałam, nie wierząc, że ktoś może być aż tak głupi.
- Na kolana powiadasz? - Uśmiechnął się, a mi zrobiło się niedobrze. Miał krzywe i ohydnie żółte zęby.
- Cokolwiek – rzuciłam. Po raz kolejny żałowałam tego, że wzięłam choćby łyk alkoholu. Miałam mroczki przed oczami, a całe otoczenie zaczęło się powoli kręcić i rozmywać.
- Oh, zadziorna jesteś, lubię takie – zbliżył się, kładąc dłoń na moim odkrytym kolanie. Oh, nie, nie! Przesunęłam nogę tak, że jego ramię opadło, a palce zsunęły się ze skóry.
- Nie ze mną takie numery – od razu odpowiedziałam, próbując skupić na czymś swój wzrok. Dostrzegłam jak jego oczy ciemnieją. Poczułam dreszcze. Od razu wstałam, chwytając za torebkę, leżącą na blacie. Dobrze, że za drinki zapłaciłam wcześniej.
Fakt, przy pierwszym kroku zachwiałam się, prawie tracąc równowagę, ale przy drugim było o wiele lepiej. Nie sądziłam jednak, że nieznajomy starszy mężczyzna będzie aż tak uparty.
- O nie, nie uciekniesz mi tak szybko – zaśmiał się i zrywając się ze stołka barowego, złapał mnie za ramię.
- Przepraszam, ale muszę już iść – myślałam, że to wystarczy, ale niestety nie. Jego palce mocniej ścisnęły moje ciało, gdy drugim ramieniem objął mnie w tali. Poczułam na swojej twarzy jego ohydny oddech.
- Zostaw mnie! - Krzyknęłam, chcąc zwrócić uwagę innych w lokalu. Udało się to, bo po chwili barman wrócił na swoje wcześniejsze miejsce, a kilka osób przy stolikach znajdujących się najbliżej, spojrzało się na nas. Zrozumiał, że nie uda mu się nic wskórać i z pochmurną miną, odpuścił, uwalniając mnie z uścisku. Czym prędzej, wyszłam z kasyna. Fakt, mój chód musiał wyglądać komicznie, ale nie obchodziło mnie to.
*
Justin's POV:
- To już robi się śmieszne, stary – zaśmiałem się, oparty o ogrodzenie przed domem Kate. Na schodach tuż przed drzwiami siedział James. Pochylony, wpatrywał się we własne nogi, dzięki czemu nie zauważył gdy nadjechałem. Musiał być również skupiony na własnych myślach, bo nawet nie usłyszał jak wysiadam z samochodu.
- A ty po co tu przylazłeś? - Spojrzał na mnie. Byliśmy najwyraźniej bardziej podobni do siebie niż sądziłem – jego twarz przyozdobiona była mokrymi, lśniącymi dróżkami, tak jak moja kilka godzin wcześniej. Oboje płakaliśmy przez tą samą kobietę. Mimo wszystko, czułem się źle z tym, że poróżniła nas miłość do tej samej osoby.
- Zapewne w tym samym celu, co ty – odpowiedziałem i otworzyłem bramę. Po chwili zająłem miejsce tuż obok niego. W tym samym momencie, w mojej głowie pojawił się plan.
Czemu ja na to wcześniej nie wpadłem?
- Bieber, nie sądziłem nigdy, że twoja buźka może zacząć mi grać na nerwach – uśmiechnął się krzywo. Odwrócił głowę, ukradkiem próbując zetrzeć ślady łez.
- Daj spokój, płacz to ludzka rzecz. Przestań wreszcie grać twardszego niż jesteś – pięścią pchnąłem go lekko w ramię. Wiedziałem, że to, co mu zaproponuję jest ryzykowne, ale nie widziałem innego wyjścia. Nie odrywałem od niego wzroku, próbując poukładać sobie wszystko w głowie. Jak on niby mógłby się na to zgodzić? Naprawdę oszalałem. Ale z drugiej strony... Czego nie robi się dla miłości?
- Możesz się na mnie tak nie gapić? - Warknął i już chciał wstać, jednak zdążyłem go zatrzymać.
- Co ty na to, żebyśmy sprzymierzyli się, by wreszcie ochronić Kate i schwytać Megan? - Jego ciało się spięło.

Kate's POV:
- Kurwa, kurwa, kurwa! - Warknęłam, siadając na krawężniku. Bateria w moim telefonie wyładowała się, a to oznaczało, że nie miałam jak wezwać taksówki.
- Boże, dlaczego ja? - Krzyknęłam, unosząc głowę i ramiona do nieba. Wydawało mi się, że jestem sama, jednak po chwili dostrzegłam parę, wychodzącą z centrum. Dziewczyna natychmiast podbiegła do mnie.
Nie wierzę w moje szczęście.
- Patricia? Z nieba mi spadłaś! - Na moje słowa uśmiechnęła się i pomogła mi wstać.
- Co tu robisz? - Spytała, podczas gdy moją uwagę odwrócił jej partner.
- Zac? - Zachichotałam, wpatrując się w jego niebieskie oczy. - Dawno się nie widzieliśmy – przeniosłam ciężar ciała z prawej nogi na drugą, prawie się przy tym wywracając. Cholerne zaburzenia równowagi.
- Taa, mogłabyś nie podrywać mojego faceta? - Odezwała się Pat, gdy chłopak nadal milczał.
- Widzę, że dużo mnie ominęło – odpowiedziałam, chociaż miałam gdzieś fakt, że ciemny blondyn był w związku. - Szykuje się jakaś większa impreza? - Zmieniłam temat, wskazując ruchem głowy na reklamówki, które Zac trzymał. Byłam pełna podziwu, że udało mu się nie potłuc kilkunastu butelek alkoholu.
- W sumie to nadal trwa. Przyjechaliśmy uzupełnić zapasy – chłopak nareszcie się odezwał, unosząc kącik ust do góry.
- Impreza trwa, powiadacie? - Przerzuciłam wzrok na Patricię. - Macie może miejsce w samochodzie?  
~*~
Od autorki: Wiem, że czekaliście na ten rozdział wyjątkowo długo,
ale to naprawdę cud, że nie opuściłam bloga, ze względu na moje obowiązki.
Jeśli większość jeszcze nie wie to zaczęłam pracować nad WŁASNĄ KSIĄŻKĄ,
a to oznacza, że większość swojego wolnego czasu poświęcam właśnie jej.
Przepraszam, ale mam nadzieję, iż zrozumiecie.
Wydanie powieści to moje marzenie
i właśnie teraz naprawdę potrzebuję waszego mentalnego wsparcia!
Po prostu bądźcie, jedynie o to proszę.
Dajcie mi siłę, a obiecuję, że nie opuszczę tego opowiadania zanim go nie skończę! (Czyt. aż do setnego rozdziału drugiej części!)
Kocham was, aniołki.
PS. ROZDZIAŁ NIESPRAWDZONY.
PS2. PRZEPRASZAM ZA BRAK AKAPITÓW, ALE NA LAPTOPIE, NA KTÓRYM OSTATNIO PISZĘ NIE DA SIĘ ICH SKOPIOWAĆ Z OPENOFFICE'A!

14 komentarzy:

  1. aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! ciekawie się zapowiada! co to za propozycja Justina? a ta znowu na imprezę? jeszcze bardziej się najebać? hahaha i czekam na twoją książkę :3 mam nadzieję, że dasz jakoś znać, jak będzie można ją nabyć :***

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu jest :* Cudny rozdział :))

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu jest :** Cudowny rozdział :))

    OdpowiedzUsuń
  4. awwwh ja chcę więcej xd ! niemogę się doczekać/ @Vejtaszewska

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo fajny rozdział :3
    mam nadzieję, że Justin i James będę razem współpracować aby ochronić Kate przed Megan :)
    nie mogę doczekać się następnego rozdziału no i życzę Ci powodzenia z napisaniem własnej ksiażki xx
    czekam z niecierpliwościa ♥
    zapraszam do mnie x
    fuck-everything-im-belieber.bloblo.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Wooow. Nieźle. Rozumiem, że nie masz czasu i dziękuję za rozdział! <3 Powodzenia z książką. :) Mam nadzieje że jednak będziesz pisała dalej to opowiadanie bo jest cudowne <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział jak zawsze i trzymam kciuki za twoją powieść. Prosze nie zostawiaj tego ff, jest wspaniale i jedyne w swoim rodzaju.

    OdpowiedzUsuń
  8. O Boże ten rozdział jest Zajebisty!

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam nadzieję, że doprowadzisz to wszystko do końca, bo to na prawde niesamowite opowiadanie ;)))
    Ciesze się, że piszesz książkę, z pewnością ją przeczytam :)
    Na pewbo będzie świetna, w to nie wątpię ^^
    Życzę weny i powodzenia w nauce ;*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow, ten plan ze złapaniem Megan przez ich dwójkę, ładnie zagrane nie powiem;)
    Martwie się trochę o Kate, bo imprezuje ciągle i coś jej się może przez to stać lub zrobi coś głupiego;/
    Co do tego, że długo nie było rozdziału, to mi to nie przeszkadza, w końcu to tylko hobby, a jeśli piszesz, że nas nie zostawisz, to ci ufam, więc powodzenia i rób to co kochasz ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział świetny. ..czekam na następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Niech Justin szybo do niej wraca ;o
    Tak bardzo boje się, że ta suka jej coś zrobi ...

    Zapraszam -> http://lifelosesitsmeaning.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń