4.07.2015

021. Like a bullet your love hit me to the core.

Kate's POV:
- Czy ty oszalałeś?! - Krzyknęłam, podchodząc do osłabionego ciała Megan. Dziewczyna ledwo oddychała. - Przecież ona w każdej chwili może umrzeć!
- Tak? - Myślałam, że rzucę w Jamesa krzesłem, słysząc jego spokojny głos.
- Człowieku, dzwoń po pogotowie! - Całe szczęście, że Justin w porę odzyskał rozum
i wspierał mnie w akcji ratowniczej.
- Nie mam zamiaru brać w tym udziału, jej się to należało. - I zanim mogliśmy go powstrzymać, wyszedł z domu.
- To jest jakaś chora komedia – skomentował Justin. Miałam wrażenie, że zaraz powyrywa sobie wszystkie włosy z głowy ze zdenerwowania. Wyjęłam swój niedawno zakupiony telefon
i wystukałam numer pogotowia. Bo co w takiej sytuacji mogłam zrobić? Przecież jestem człowiekiem, nawet jeśli chodziło o Megan.
Głos mi drżał, ledwo kojarzyłam fakty, ale na szczęście podałam dokładne informacje. Nie rozłączając się, oddałam telefon Justinowi. Tak na wszelki wypadek. Przykucnęłam tuż obok kanapy, mając przed sobą profil dziewczyny.
- I po co ci to było? - Westchnęłam cicho. Blondynka powoli rozsunęła odrobinę powieki. Chciałam ją uciszyć, jednak ta zdążyła wyszeptać:
- Bo go kocham.
Zachciało mi się płakać.
*
- Nie wierzę, że ten idiota tak po prostu wyszedł – Justin jechał przekraczając chyba wszelkie limity, by jak najszybciej dotrzeć do szpitala. Ratownicy, którzy przyjechali po ciało Meg dawali jej małe szanse na przeżycie i starali się nam jak najdelikatniej uzmysłowić, że będą musieli powiadomić policję.
- Wiesz, że teraz możemy ponieść za to odpowiedzialność? - Spytał, jednak do mnie nie docierały w tamtej chwili żadne słowa. On ją prawie zabił. Dla mnie. Megan go kocha, a on usiłował ją wykończyć.
Nigdy wcześniej nie słyszałam równie smutnej historii o miłości.
- Justin? - Odezwałam się, nie odpowiadając nawet na wcześniej zadane przez niego pytanie. Przytaknął wyczekująco. - Co jeśli ona umrze? - Nie mogłam ukryć strachu, który zaczął mnie przesiąkać od momentu, gdy zobaczyłam jej zakrwawiony bandaż.
- Przynajmniej będziemy mieć spokój – nie oceniałam jego poglądów, będąc świadomą tego, jak przeżył ostatnie wydarzenia. Jednak ja, zaskakując tym samym siebie, nie chciałam, by tak wyglądała śmierć dziewczyny. Co więcej, martwiłam się o Megan.
*
- Pacjentka jest obecnie operowana, muszą państwo poczekać na lekarza – usłyszeliśmy od pielęgniarki. Z markotną miną zajęłam jedno z krzeseł w poczekalni. Zapach szpitali od zawsze mnie odrzucał. Poza tym obezwładniał mnie jeszcze strach, wywołany zagrożeniem ze strony policji. Oczami wyobraźni widziałam czterech napakowanych funkcjonariuszy, którzy obezwładnili by mnie i Justina. Na samą myśl, poczułam ciarki.
- Czemu jesteś taka blada? - Spytał chłopak, siadając obok. Ujął moją dłoń, delikatnie ją gładząc.
- Wydaje ci się – skłamałam, bo w rzeczywistości, czułam, że serce powoli przestaje pompować mi krew.
- Może pójdę po jakieś tabletki na uspokojenie? - Zaproponował, widocznie martwiąc się. - Wiesz, że w twoim stanie… - Po usłyszeniu tych słów świat jakby na chwilę się zatrzymał, a moje szare komórki zaczęły pracować szybciej. „W twoim stanie”. Czyżbym o czymś zapomniała?
- Nie chcemy byś i ty trafiła pod noże ze względu na serce – to i tak nie wyjaśniało dlaczego poczułam się dziwnie zagubiona.
- Chyba o czymś zapomnieliśmy – stwierdziłam, odnosząc się do jego wcześniejszej wypowiedzi. Spojrzałam na niego, próbując zrozumieć, gdy ten nagle jakby pozieleniał.
- Cholera!
- Co?
- Muszę lecieć do apteki! – Zanim mogłam zareagować, Justina już nie było. Ale dlaczego?
*
Minął jakiś kwadrans, gdy chłopak wrócił niosąc w dłoni kubek z wodą, a w drugiej tabletki.
- Nie chcę nic na uspokojenie, już wszystko okej – skomentowałam, patrząc z pogardą na specyfik.
- Bierz i połykaj jak najszybciej! – Prawie wylał zawartość kubeczka, chcąc wcisnąć mi obie rzeczy. Rzuciłam w jego stronę zaskoczone i oburzone spojrzenie.
- Nie pamiętasz, że mieliśmy kupić tabletki… żebyś nie zaszła w ciążę? – Ściszył ton, kiedy ja miałam ochotę krzyczeć. Faktycznie! Dlatego poczułam się nieswojo, gdy ten wspomniał o proszkach. Czym prędzej wykonałam jego polecenie, modląc się w głębi, by zadziałały.
Chłopak opadł z westchnięciem na miejsce tuż obok mnie i pogładził dłonią moje drżące kolano. No to pięknie, oprócz niebezpieczeństwa, które wywołał James swoim niedojrzałym zachowaniem, jeszcze sami mogliśmy spowodować niechcianą ciążę. Cholera, cholera, cholera! Warknęłam na samą siebie w myślach, czując, że najprawdopodobniej dostałam gorączki.
- Wszystko będzie dobrze – po głosie Justina można było łatwo wywnioskować, że sam w to nie wierzy. Nasze życie nieźle się pokomplikowało.
- Dobrze wiesz, że to nieprawda – odpowiedziałam równie cicho, pochylając głowę w stronę jego ramienia. Z nadmiernej nerwowości nagle wpadłam w dziwny letarg, wręcz senność.
- Kate… - Może mówił coś jeszcze, jednak nie usłyszałam już ani jednego słowa. Odpłynęłam.
*
- Hmm? - Mruknęłam, czując jak ktoś szarpie mnie za ramie.
- Kate, obudź się – usłyszałam jak przez mgłę. Kiedy udało mi się rozchylić powieki, ujrzałam karmelowe oczy Justina.
- Co... co się dzieje? - Spytałam od razu, widząc jego markotną minę.
- Operacja właśnie się skończyła. - Odpowiedział, a ja w milczeniu czekałam na jego dalsze wyjaśnienia. Spojrzenie miał utkwione w swoich butach.
- I? - Wydusiłam z siebie. Czułam jak gula w moim gardle powiększa się z każdą chwilą.
- Powinna z tego wyjść, ale... - Nie patrzył na mnie.
- Ale?
- Pan Bieber i pani Cyrus? - Usłyszałam zza Justina, a moje serce prawie natychmiast pękło. Spojrzałam w tamtym kierunku. Dwóch policjantów czekało, najwyraźniej na nas.
- Zabieramy was na przesłuchanie – i już wiedziałam, że to było właśnie to, czego wydusić z siebie nie potrafił Justin. Nie odpowiedziałam. Chwyciłam ramię szatyna, by móc wstać i przy okazji się nie wywrócić. Przebrniemy przez to. Razem.
- Chodź – szepnęłam chłopakowi do ucha, czując jak napięte było jego ciało. - Oboje przecież wiemy, że to nie my ją zraniliśmy – widząc zniecierpliwione twarze mundurowych, pociągnęłam towarzysza. Na całe szczęście ustąpił i ruszyliśmy wspólnie.
*
- Masz prawo zachować milczenie. Wszystko, co powiesz, może być użyte przeciwko tobie w sądzie. Masz prawo do adwokata teraz i podczas przesłuchania, a jeżeli cię na niego nie stać, przysługuje ci obrońca z urzędu. Czy rozumiesz prawa, które ci przedstawiłem? - Każde słowo funkcjonariusza było coraz cichsze w mojej głowie. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Ze stresu nie potrafiłam rozchylić ust.
- Ale... to nie moja wina – szepnęłam.
- Skoro nie twoja to może twojego kolegi? - Zadrwił, a długie wąsy zaczęły mu się dziwnie trząść.
- To nie robota Justina – chwyciłam się krawędzi krzesła, na którym siedziałam, żeby dłonie nie zaczęły mi drżeć.
- Pewnie oboje w tym siedzicie – zaśmiał się, notując coś w swoim notesie.
- To naprawdę nie my! - Uniosłam głos, czując, że tama gdzieś wewnątrz mnie wreszcie puszcza.
- Proszę na mnie nie krzyczeć, młoda damo – i kolejny zapis na karce. Czułam jak robię się coraz czerwieńsza.
- To niech pan mnie wysłucha i skończy krytykować moje zeznania.
- Skarbie, jeśli nie zauważyłaś to ja tutaj rozdaję karty – uśmiechnął się do mnie, a jego uśmiech był tak obrzydliwy, że zachciało mi się rzygać.
- Ale chyba mam prawo opisać własną wersję wydarzeń?
- Według prawa tak, ale nikt nie obiecuje, że uznam ją za prawdziwą – machnięciem ręki dał mi znak, że mogę zacząć.
- Mega była narzeczoną mojego byłego chłopaka.
- I zrobiłaś jej to z zazdrości pewnie, co?
- Nie rozumie pan? Była narzeczona. Zostawił ją na ślubnym kobiercu dla mnie – mój głos wreszcie wrócił do normalności, dzięki czemu brzmiał stabilniej i prawdziwie.
- Mów dalej.
- Mój były chłopak – James Connor jej to zrobił. - Westchnęłam.
- Skąd to wiesz?
- Bo przywiózł jej ciało do mojego domu?
- A teraz? Gdzie jest?
- Uciekł.
- Uciekł, powiadasz? Niezła bajeczka – kolejny rechot wywołał u mnie następny napływ adrenaliny.
*
Justin's POV:
- Czego pan cholera nie rozumie?! - Nie potrafiłem powstrzymać wybuchu złości. Od pół godziny czułem się jakbym rozmawiał ze ścianą. Albo co gorsza... Głupią ścianą.
- Spokojnie człowieku, bo będę musiał cię zaraz przykuć do krzesła. - Jakby miało mnie to powstrzymać.
- To niech pan nas stąd wypuści – warknąłem przez zęby. Miałem ogromną ochotę rzucić się na tego policjanta i wydłubać mu oczy.
- Choćbym chciał to nie mogę.
- Nie chce pan – skomentowałem, wpatrując się w jego szare oczy. Przytaknął.
- Nie da się zaprzeczyć.
- W takim razie mogę chociaż porozmawiać z Kate?
- Nie – widząc jego uśmiech, obniżyłem się na krześle. Myślałem, że udowodnienie naszej racji pójdzie nam szybciej. Miałem jedynie nadzieje, że dziewczyna się jakoś trzyma.
*

Kate's POV:
- Mogę się zobaczyć z Justinem? - Spytałam po przesłuchaniu, nadal siedząc na niewygodnym krześle.
- Nie.
- A kiedy stąd wyjdziemy?
- Jeśli nie znajdziemy na was dowodów to za dwa dni.
- Że niby za ile? Pan zwariował, prawda?
- Uważaj młoda damo, bo jeszcze dostaniesz karę za znieważenie policjanta.
Nie, ja po prostu nie wierzę.
*
- Kiedy wy wreszcie nas stąd wypuścicie? - Wierzgałam nogami, gdy policjant prowadził mnie w stronę celi. Dłonie miałam skrępowane kajdankami. Funkcjonariusz nie odpowiedział.
- Jesteśmy niewinni! - Warknęłam, widząc zbliżające się kraty.
- Tak, tak, oczywiście – parsknął. - Siedź cicho, zaraz przyprowadzą twojego chłoptasia do tej samej celi.
- Jak to do tej samej? - Nie wierzyłam własnemu szczęściu. Naprawdę miałam go zobaczyć?
- A myślisz, że na komisariacie mamy mnóstwo miejsca dla takich jak wy, co?
Tym razem nie pisnęłam ani słowa, myśląc jedynie o Justinie.
*
Justin's POV:
- Kate! - Wpadliśmy w swoje ramiona wewnątrz celi. Nie wierzyłem, że moja ukochana w końcu jest przy mnie, a ja mogę bez przeszkód ją objąć.
- Justin – szepnęła, widocznie osłabiona. Rozejrzałem się ukradkiem po pomieszczeniu. Cóż, musieliśmy poradzić sobie w spartańskich warunkach, ale jeśli nie my to kto?
- Damy radę, skarbie. Jesteśmy razem, to najważniejsze – i prawie natychmiast ją pocałowałem.
__________________________
jak tam wakacje, kochani? mi zaczęły się przewspaniale, a będzie jeszcze lepiej! kolejny rozdział niedługo ;) xx
i pamiętajcie, że jesteście najlepsi! kocham was x

9 komentarzy:

  1. Tego się nie spodziewałam! Super rozdział :) Będą z tego problemy... Potrafisz zaskoczyć ;p Dzięki za rodział i czekam na kolejny ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Podaj link do swojego drugiego bloga:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podaj link do swojego drugiego bloga:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. super rozdział i bardzo sie ciesze że ff znów odżyło :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciesze sie ze wrocilas :)

    OdpowiedzUsuń
  6. dobrze że jesteś <3 dawaj szybko nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam na kolejny rozdział! Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze ze jesteś :) czekam na kolejny :) /@Vejtaszewska

    OdpowiedzUsuń
  9. Wow zaskakujący ten rozdział! Jest super pisz dalej i super, że wróciłas! !♥♥/Kamila

    OdpowiedzUsuń